Budzisz się w krzakach na czyimś polu. Blady świt, a słońce już piłuje. Przed namiotem stoi gość na koniu i coś bełkocze po rosyjsku. Gdzie położysz się tego dnia spać? Pod gołym niebem, czy w czterogwiazdkowym hotelu? Jak głosi klasyka polskiej muzyki rozrywkowej – wszystko może zdarzyć się i właśnie to w spontanicznym podróżowaniu jest najlepsze.
Wróćmy jednak do dzisiejszego ranka. Gość na koniu miał oczywiście pokojowe zamiary: spytał, jak się spało i życzył szerokiej drogi. Przed nami największe kazachskie miasto – Ałmaty. Półtora miliona mieszkańców jak na Azję Centralną robi wrażenie, więc decydujemy się nie wjeżdżać do niego ot tak, tylko odrobinę się do tego przygotować. Napotkani w Biszkeku cykliści radzili sprawdzony kontakt z portalu Warmshowers – pilota linii Air Astana. Facet przez część roku lata, a przez drugą część jeździ na rowerze po świecie. Czasem też siedzi w mieście i gości innych rowerzystów. Nie odmawia nikomu, zawsze znajdzie się kawałek podłogi. Takiej rekomendacji dwa razy powtarzać nam nie trzeba, skontaktowaliśmy się i wstępnie zaklepaliśmy sobie miejsce.
Przed wjazdem w miejską dżunglę nabieramy sił. Ruska puszka rybna trzymana na czarną godzinę znika w mig. Wysyłamy jeden sms do naszego pilota, cisza. Próbujemy pod inny numer, cisza. No nic, przedzwonimy jak już będziemy w mieście. Dzwonimy raz, drugi, trzeci, nic z tego. Cóż, to już taki urok darmowych noclegów. Zaglądamy na Couchsurfing, a nuż.
„O, odpisał jeden facet.” – zagaduje Mażna. Nie wiedzieć czemu na jej konto zawsze przychodzi więcej zaproszeń. „Przykro mi bardzo moi drodzy, nie mogę was ugościć, ale jeśli byście chcieli mogę wam zaoferować noc w hotelu. Moja firma ma tam zawsze zaklepane jakieś pokoje, czasem nikt ich nie wykorzystuje, a szkoda żeby się zmarnowały”. Hotel Grand Aiser. Googlamy… Ooo żesz! Cena za noc w najtańszym pokoju: ponad 700PLN! Podjeżdżamy pod ogromne gmaszysko w stylu kazachskiego prosperity. I tu włącza się mój wrodzony sceptycyzm: że niby mamy się tam wpakować z usyfionymi rowerami, w jeszcze bardziej usyfionych ciuchach?! Mażnie jednak świecą się oczy i już wiem, gdzie będziemy dziś spali, o ile oczywiście to wszystko wypali.
tutaj kilka słów od Mażny: „podczas gdy sceptyczny Janek siedział na parkingu pośród Mercedesów i Lexusów pilnując naszych rowerów, ja udałam się do recepcji i pokazałam kartkę z nabazgranym nazwiskiem naszego dobrodzieja. Faktycznie, przed chwilą dokonano rezerwacji dla tej osoby. Pokrótce wyjaśniłam sytuację, poinformowałam, że przyjechaliśmy na rowerach, i zapytałam, gdzie mamy je zaparkować na noc. Recepcjonista zachował pełen profesjonalizm ignorując moje brudne paznokcie i tłuste włosy, a następnie wskazał mały składzik. Pozostało mi jedynie ustalić, czy nazajutrz przysługuje nam jeszcze śniadanie (tak), o której godzinie mamy się wynieść (o 12, no, max o 13), upewnić się, czy na pewno nie będziemy musieli za to wszystko zapłacić (nie będziemy musieli), i już mogliśmy korzystać do naszego pokoju.”
Dzięki Couchsurfingowi już raz spaliśmy w luksusowym akademiku w Turcji, ale dzisiejszy nocleg jak na razie przebija wszystko.
Marzena: „a w imię zasady, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ani słowem nie zamierzam marudzić na temat skromnie wyposażonego barku, kiepskiego widoku z okna, zbyt krótkiej wanny, w której nie mogłam wyciągnąć nóg, kanału Cartoon Network tylko w języku rosyjskim, czy innych drobnych niedoróbek typu krzywo zamontowane gniazdka, urwane trzymadełko do prysznica czy kilka przepalonych żarówek.”
Cóż, z jednym noclegiem w hotelu na pięć miesięcy i dziewięć dni raczej nie będziemy drugą Fashionelką, czy Kominkiem. Wiemy jednak jedno: tak naprawdę prawdziwy lajfstajl to podróże, więc zapraszamy państwa na fotowycieczkę po kazachskich luksusach.
No ładnie .. na bogato 😉
Proszę, proszę. A rowery były chociaż umyte z rana? 🙂
Pfff mycie, od tego ramy pękają 😉
To może chociaż łańcuchy w smarze wygotowali? 🙂 A tak na poważnie, to niesamowita historia a i zdjęcia trochę jakby z innej bajki („polecieliśmy z Itaką zwiedzić Pamir”).
no to pojechaliście po bandzie 😀
a w ogóle to chciałabym jeszcze zobaczyć zdjęcie łazienki, tak do kompletu 😛
Nie ma zdjęcia, ale mogę opowiedzieć. JEST WANNA! Nie pamiętam, kiedy ostatnio używałam wanny! Siedziałam w niej chyba z godzinę. A potem z rozkoszą wycierałam się w ręcznik frotte (cudowna odmiana po 5 miesiącach korzystania z szybkoschnącego ręcznika z jakiegoś syntetycznego włókna) Poza tym inny bajer to przeszklona ściana pomiędzy łazienką a pokojem. Pomysłowe:)
A poza tym – jak to w hotelu: czysto, schludnie (nie licząc kamienia na armaturze czy tych drobiazgów wymienionych w tekście), no i są małe flakoniki z szamponami:)
jak to nie ma zdjęcia! matryca w aparacie Wam wysiadła? 😛
Zdjęcia nie ma, bo leżymy 🙂 Szybki net i Cartoon Network po rosyjsku wciąga, 4AM się u nas zrobiła. Zdjęcie jutro, po śniadaniu. Nie wiedzą co czynią oferując rowerzystom szwedzki stół.
Żeby Wam tylko czterylitery nie przyrosły do tych kazachskich jedwabi 😛
A co znaczy „szybki net” po kazachsku?
Kurczaku, jest i łazienka. Tyłki nam nie przyrosną, cena za kolejną dobę motywuje, żeby punkt przed trzynastą opuścić to miejsce. Szybki net: ping 200ms, 1-2Mbps maks. Powinienem napisać: w miarę działający.
Można te wpisy chronologicznie poukładać.
Oh to nie jest źle tam tak daleko 😉
I nawet nie rozstawiliście namiotu? 🙂