Kiedyś zdjęcia były warte więcej. Przed zrobieniem każdego człowiek zastanawiał się pięć razy, a z podróży życia przywoziło się ich ledwie kilkadziesiąt. Każdą odbitkę można było dotknąć i z namaszczeniem schować w albumie. Mimo to, kolory naturalnie płowiały w miarę upływającego czasu, bez potrzeby nakładania filtrów Instagrama. Zdjęciom, które chciałem pokazać Wam w tym wpisie, stuknęło w tym roku okrągłe dwadzieścia lat. Zaraz, zaraz… ile? Niestety, to nie błąd w obliczeniach, starość nie radość. Dokładnie dwadzieścia lat temu, ja – ledwie odrośnięty od podłogi, chowany u schyłku PRL-u – szczyl, pojechałem z rodzicami do USA.
Rzucić wszystko: jak to właściwie się robi?
To jest wyjątkowo osobisty wpis. Dotyka on spraw, które wyjaśniają, jakie były początki mojego dojrzewania do decyzji pt. „rzucam wszystko”. Mam pełną świadomość, że sformułowanie „rzucić wszystko” jest w moim przypadku bałamutne, ale ładnie ono brzmi, jest zuchwałe, po prostu podoba mi się. Nie chodzi o desperacką próbę ucieczki. W rzeczywistości tę decyzję przychodzi mi podejmować z dość wygodnej, bezpiecznej pozycji. Czytaj dalej Rzucić wszystko: jak to właściwie się robi?
Ludzie, z którymi jest nam po drodze
„Podróże to świetna okazja do nawiązywania nowych przyjaźni.” Ta mądrość wydawała mi się zawsze mocno naciągana. Zawierane przez nas drogowe znajomości najczęściej kończyły się na nudnych rozmowach o banałach, a złych doświadczeń dopełniały pełne rozbawionych przedstawicieli zachodnich nacji „backpackerskie” hostele. „Fajnie przyjacielu, cieszę się, że cię poznałem, ale mógłbyś nie wchodzić do pokoju w środku nocy w stanie krańcowej alkoholowej agonii i nie jęczeć potem do rana, że główka i brzuszek bolą” – tak myślałem o nowo poznanym brytyjskim punku, podczas nieprzespanej nocy w jednym z hostelowych przybytków w Paryżu. Jak uniknąć takich doświadczeń? Znaleźć dziką drogę!
Nie taki couchsurfing straszny
Couchsurfing – niby wszyscy, którzy spróbowali, potwierdzają, że to fajna sprawa, ale ja i Janek zawsze podchodziliśmy do niego z nieufnością i dystansem. Jednak planując kilkumiesięczną podróż, w czasie której chcemy lepiej poznać odwiedzane kraje i mieszkających w nich ludzi, oraz – bądźmy szczerzy – nie mając na tę podróż worków pieniędzy, przyszedł czas na bliższe zapoznanie się z tym portalem. Pod koniec tego roku, mamy nadzieję mieć ogromny dług wdzięczności wobec osób, które przyjmą nas w swoje progi. Tak ogromny, że postanowiliśmy zacząć spłacać go z góry i zaprosić parę osób na naszą kanapę na warszawskiej Pradze. Po dwóch tygodniach, mamy za sobą miks chińsko-rosyjsko-portugalskich gości. Czy było się czego obawiać? O tym poniżej.
To co? Nagniatamy!
To hasło było z nami w podróżach od zawsze. Jeszcze jeden kraj, jeszcze kawałek, zdążymy, damy radę… A jak już taki kawał ujechaliśmy, to przecież musimy zobaczyć jeszcze to, i jeszcze tamto… Aż w końcu: „Aaaa, zaraz koniec urlopu, zarządzamy odwrót!”, więc gnaliśmy dzień i noc autem, albo pędziliśmy na samolot, by punktualnie zameldować się przy biurku. Najbardziej bolało ostatnio, w Indonezji. Poznaliśmy tam ludzi, dla których miesiąc podróżowania to tylko jeden mały epizod wielkiej przygody.
Zafascynowani słuchaliśmy ich historii, a w naszych głowach coraz odważniej zaczęły rozpychać się myśli, które od dawna leżały gdzieś na dnie, przygniecione atrakcyjną perspektywą ustatkowanego i wygodnego życia…