– Jak dojechać do Moynak? – pytamy starszą panią, pokazując naszą mapę. Kobieta ze zdziwieniem przygląda się.
– Nie wiem, co wy macie za mapę, tutaj na tym zielonym powinno być Aralskie Morze
– Jakie Morze? Tam już nie ma Morza, woda dawno wyschła, tam jest teraz step i zardzewiałe statki – próbowaliśmy tłumaczyć. Pani jednak nie przyjmowała tego do wiadomości.
– W Moynak woda JEST! – odpowiedziała uparcie, akcentując ostatnie słowo. Na tym zakończyliśmy rozmowę.
Pamiętam z dzieciństwa długie godziny spędzone nad starym atlasem, a w nim morze, a właściwie Jezioro Aralskie, zasilane dwiema wielkimi rzekami. Pamiętam gdzieś zasłyszane opowieści o sowieckich pomysłach zawracania rzek, o spektakularnych planach, by nieprzyjazne pustynie przeobrażać we wspaniałe pola uprawne dające ludziom bujne plony. Pamiętam, że w którymś momencie w szkole uczyłam się o postępującym wysychaniu Jeziora Aralskiego. A całkiem niedawno – czytałam w Internecie, że ten proces już niemal się zakończył, z dawnego wielkiego jeziora zostały skrawki. Traf chciał, że trasa naszej podróży prowadziła całkiem niedaleko, postanowiliśmy więc zobaczyć to wszystko na własne oczy.
Droga do Moynak była długa (90 km), nudna (step) i męcząca (wiatr w mordę). Najpierw kilka razy przechodziła nad zarośniętymi kanałami wypełnionymi mętną wodą, w której kąpały się grupki młodych chłopaków. Potem kanałów, a zarazem i pól uprawnych, było coraz mniej. Ostatnie kilometry to jazda w prażącym słońcu groblą pośród bagien, w których taplały się krowy i żerowały ptaki.
Niemalże na samym końcu drogi wreszcie dostrzegamy Moynak – niegdyś drugi co do wielkości port na Jeziorze Aralskim, dobrze prosperujący dzięki przetwórstwu rybnemu, dziś wyludniające się smętne miasteczko otoczone stepem. Nie tylko pamięć starszej pani zdziwionej naszą mapą zatrzymała się kilkadziesiąt lat temu. Całe miasteczko pełne jest symboli dawnej świetności – ryby, kotwice, statki, dumne pomniki. Szeroka ulica, mury malowane na biało, drzwi i okiennice na niebiesko – wszystko z daleka wygląda dość schludnie, ale po podjechaniu bliżej widać zaklejone gazetami okna, pozamykane raz na zawsze restauracje. Ironicznie, oj bardzo ironicznie wyglądają tutaj propagandowe plakaty zawieszone na każdej latarni, przedstawiające prosperujący Uzbekistan: szklane domy, uśmiechnięte dzieci ubrane w tradycyjne stroje, matka tuląca niemowlę.
Niestety, musieliśmy zadać pytanie o drogę do portu, choć brzmiało ono jak ponury żart. Wskazano nam kierunek, i po chwili ujrzeliśmy pierwsze statki. Na pobliskiej skarpie, która kiedyś była zapewne malowniczym klifem, obecnie znajduje się punkt widokowy, pomnik upamiętniający dawne jezioro, a także tablice informacyjne opisujące proces jego wysychania (jednakże bez wyjaśnienia przyczyn tego zjawiska). Ze skarpy rozciąga się widok na „suchy przestwór oceanu”, na który po raz ostatni wypłynęło kilka niewielkich, rdzewiejących kutrów rybackich. Kto chce podejść bliżej, może zejść specjalnie na tę okazję wybudowanymi schodkami. Szczerze mówiąc, stateczki same w sobie nie powalają, i pewnie fani tego typu opuszczonych miejsc mogą czuć się lekko zawiedzeni. Niemniej dobitnie dopełniają one przygnębiający klimat miasteczka i stanowią najlepszy pomnik tego, co tutaj się wydarzyło.
Kilka faktów:
Kiedyś: Jezioro Aralskie jeszcze kilkadziesiąt lat temu było czwartym co do wielkości jeziorem na świecie. Miało ogromne znaczenie gospodarcze ze względu na znaczące zasoby ryb. Jezioro zasilane było rzekami Syr-Daria i Amu-Daria. Na początku XX wieku powstały plany budowy kanałów irygacyjnych które miały rozprowadzic wodę z obu rzek na okoliczne stepy i pustynie, i stworzyć bawełniane eldorado. Gdy wkrótce zaczęto wcielać te plany w życie, rozpoczął się proces wysychania jeziora. W latach osiemdziesiątych port Moynak stracił dostęp do wody – dzisiaj linia brzegowa znajduje się 150 kilometrów na północ od miasta. Przemysł rybny przestał mieć rację bytu, pracę straciło około 10 000 osób. Z miasta zaczęli wyjeżdżać ludzie.
Dziś: Uzbekistan jest w tym momencie największym na świecie eksporterem bawełny. Rolnictwo faktycznie – „rozwija się”. Dorodne owoce rosną jednak dzięki tonom pestycydów, które używane bez umiaru zatruwają wodę. Zresztą i tak większość wody wyparowuje lub wsiąka w ziemię (a raczej piach). Brak jeziora wyostrzył klimat regionu – jest bardziej sucho i gorąco. Okoliczne lasy skurczyły się dziesięciokrotnie. Pojawiło się nowe zjawisko – burze „solno-piaskowe”, które z dna dawnego jeziora podrywają żrący i szkodliwy dla zdrowia pył skadający się z soli, pestycydów i resztek broni chemicznej. Istnieją projekty przynajmniej częściowego odtworzenia jeziora, realizowane z różnym zapałem i powodzeniem.