Niektóre z tych posiłków były jednymi ze smaczniejszych rzeczy jakie jedliśmy w życiu. Inne wciskaliśmy w siebie na siłę, tylko po to, aby dostarczyć sobie minimum kalorii. Wszystkie kosztowały co najwyżej kilka złotych.
1. Na początek prawdziwy hit. „Coś w dwóch patykach” – patent, na który pierwszy raz trafiliśmy w Laosie. Coś zawsze kupujemy już ugrilowane, ale dzięki patykom można je w każdej chwili odgrzać na ognisku. Coś może przybrać wiele postaci od rybki przez kurczaka, świnkę po wiewiórkę, a nawet szczurka. Te ostatnie cosie najczęściej zgarniali nam sprzed nosa lokalni. I dobrze, bo gustowaliśmy najczęściej w rybkach. Duża ryba, która wystarczyła nam na dwuosobową kolację kosztowała 3-4 zł.
2. Subway w wersji laotańskiej. Jedna kanapka kosztuje 3 złote. Zapewniam was, że jest smaczniejsza niż amerykański korpo oryginał. Jest w tym pewnie zasługa francuskiego kolonisty, który nauczył Laotańczyków trudnej sztuki wypiekania – dobrych – bagietek. Zdarzało się nawet, że mięso w środku wcale nie trąciło parówą, ale czymś w rodzaju szynki. Kanapki najczęściej sprzedawane są wprost z kuchni przyspawanej do skutera.
3. A to żywy dowód na to, że nawet w – słynącej z niezłego i taniego żarcia – Azji Południowo-Wschodniej coś może pójść bardzo nie tak. To był nasz pierwszy kontakt z wietnamską kuchnią. Będąc na świeżo po przekroczeniu granicy Chińskiej przeżyliśmy niemały szok. Skład tej trudnej do skonsumowania mazi to kasza, flaki i kiełbasa. Mażna-francuski-piesek szybko zaczęła się wymigiwać od zjedzenia tego posiłku. Zmęczyłem więc półtorej porcji i o dziwo się nie zatrułem! 50tka wódki na deser robi robotę.
4. Na szczęście wietnamska kuchnia szybko ujawniła nam najlepsze co ma do zaoferowania, czyli legendarną zupę Pho. Cały jej sekret tkwi w prostocie. Skład: trochę zieleniny, makaronu, mięso wołowe lub kurczak. Doprawiamy obowiązkową limonką i czerwoną papryczką, wielu Wietnamczyków leje też sos chilli. Dodatki to sałata i kiełki. To najsmaczniejsza rzecz jaką można zjeść za 3 złote.
5. Wracamy do Laosu. Czas na kolejny tamtejszy bazarowy klasyk. Kurczak w czerwonych przyprawach. Do tego różne surówki i „sticky rice” do konsumpcji paluchami. Posiłek w pełni mobilny, zapakowany koniecznie w plastykowe woreczki. Ogromna dwuosobowa porcja różności kosztuje grubo poniżej 10zł.
6. Rybka, ryż i bliżej nieokreślone zielone warzywo. Żarcie bardzo proste, o neutralnym smaku i super tanie. Coś w okolicach pięciu złotych.
7. Kambodża. Uwielbiane przez Mażnę khmerskie żółte kluseczki. Jemy naszymi niezniszczalnymi pałeczkami z Chin, zawsze na górze w „którejś czarnej sakwie”.
8. Znów Kambodża, ale tym razem średnio smacznie. Pani zapewniała żywiołowo machając rękami, że to podejrzanie ciemne mięsko to kurczak. Coś mi się wydaje, że mógł mieć cztery łapy i merdać ogonkiem. Smakowało przyzwoicie, trawiło się słabo.
9. Na kambodżańskiej prowincji czasem ciężko było dostać coś sensownego do zjedzenia. Jeden jedyny raz w Azji Południowo-Wschodniej poratowaliśmy się tam tajską puszką rybną i przywiezionym jeszcze z Kazachstanu włoskim makaronem.
10. Makaron, jajeczko, warzywa. Khmerska kuchnia zrobiona dobrze!
11. A to już Tajlandia i zupa z rapetek. Ja nie wiem jak to można zjeść. Spytajcie Mażny, ponoć bardzo dobre.
12. Pad Thai – absolutny klasyk tajskiej kuchni. Bez problemu można go wszędzie kupić za mniej niż pięć złotych. Zawsze z orzeszkami ziemnymi.
13. Ciekawy deser z masy kokosowej w knajpie pod mostem w Tajlandii. Jedliśmy jeszcze mięsko z grilla, makaron, ryż, dużo różnych warzyw. Zapłaciliśmy za wszystko 7zł. Rewelacja.
Fotka z paniami kucharkami – gratis.14. Żarcie w Tajlandii jest tak świetne, że zdjęć moglibyśmy wrzucić o wiele więcej. Gdybyśmy tylko je mieli. Z reguły demolowałem porcje, zanim Mażna zdążyła wyciągnąć aparat. Na przykład taki ryż z krewetkami, albo raczej krewetki z ryżem. Naliczyłem się w nim około dziesięciu monstrualnych, świeżych, rozpływających się w ustach krewetek. Ogromne, przepyszne danie warte każdej z 12 złotówek. Kilkadziesiąt kilometrów dalej przekonaliśmy się dlaczego tajskie krewetki są aż tak dobre.
A wiecie co jest najlepsze w azjatyckiej kuchni? Gdy można je jeść wspólnie z tak sympatycznymi ludźmi jak na tym zdjęciu. To ekipa budująca drogę gdzieś w środku laotańskiej dżungli. Było wesoło.
Dzięki laotańskiej whisky aż nawet za wesoło, o czym przekonaliśmy się rano.
W takich chwilach tylko Łaciate. Pół litra prosto z Polski za jedyne 5zł.
Ubytek witamin uzupełniamy dwoma sztukami mango na głowę (jest akurat środek sezonu), po czym przestajemy już robić wam (nie)smak i lecimy nagniatać dalej.
Mega smaczny wpis!
Fantastyczne, ślina cieknie.
Super smacznie to wszystko wygląda (może oprócz tych nóżek, dziwna sprawa…). 🙂
Nóżki są pycha! Wiem, że to dość dziwne, ale uwielbiam je od dzieciństwa. Przełam się i spróbuj 🙂
Zajdę dzisiaj do Biedronki i się rozejrzę 😉
Ta czarna zupa bardzo zepsuła mi apetyt po kilku ciekawych wcześniejszych propozycjach 🙂 Mimo wszystko, ja chyba wolałbym taki jedzeniowy tour po Włoszech 😉
Skręca mnie, no skręca z głodu! 😉
Uwielbiam azjatycką kuchnię – smaczna, ostra i kolorowa, a ten kurczak co niby nie był kurczakiem to mógł być jednak kurczakiem „Black Chicken”
Marzenko,
Jestem pod wrażeniem Waszej niesamowitej przygody.. Podziwiam Waszą odwagę . Życzę wszystkiego dobrego Serdecznie pozdrawiam !!!!!
kurcze, a u nas poniżej 30 zł pad thai nie schodzi.
nr 3 wygląda jak zupa z kaszanki. opis też pasuje. czyli wszystko gra, kaszanka jest pyszna!
a i zaciekawiły mnie rapetki – w sensie łapki z kurczaka? nie znałam tego słowa. ląduje w moim słowniku, może mi sie przyda w życiu ;d