Jedziesz gdzie chcesz, jak szybko i jak długo chcesz, a gdy zapada zmrok rozbijasz się… gdzie chcesz. Pod gwiazdami w australijskim buszu, na pamirskim pustkowiu, pod mostem chińskiej autostrady. Przed Wami najlepsze (a czasem najdziwniejsze) miejscówki, w których przyszło nam spędzić noc pod namiotem.
Zaczynamy z wysokiego C. Pamir, ok. 4300 metrów n.p.m. i gigantyczny głaz, bez którego byłoby w tym momencie bardzo nieciekawie. Przy wietrze, jaki tam dmuchał, pewnie w ogóle nie udałoby się nam rozbić namiotu. A tak – bułka z masłem, relaks i czyszczenie rowerów.
Na miejscu drugim – okolica, w której przyroda równie mocno oczarowała nas swoim rozmachem. Zachodnia Australia nie jest może najbardziej przyjazną namiotowym bumelantom krainą na świecie. O płotach już pisaliśmy nie raz. Na szczęście nawet w Australii – one czasem znikają! A wtedy robi się naprawdę magicznie. Jak tutaj, w Pilbarze, pagórkowatej krainie na północnym-zachodzie Antypodów.
W tym miejscu nad kirgijskim jeziorem Karakol rozbiliśmy się zupełnym przypadkiem. Tego dnia mieliśmy już dość niekończących się podjazdów, nie chciało nam się dalej jechać. Nieprzyjazne krzaki wbijały się w tyłek, a niedaleko ktoś wyrzucił przy drodze śmieci. A w obiektywie aparatu?
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Czasem ważniejsze od widoków jest to, aby było ciepło, przytulnie i nie lało się na głowę. Jak tutaj, pod dachem świetlicy – Niosącego Światło – ojca narodu wietnamskiego, umiłowanego Ho Szi Mina. Każda większa wioska w Wietnamie ma taki przybytek. Codziennie przed zmrokiem, wytypowany przez partię obywatel zapala w budynku światło, które zostaje już do rana. Żeby nie było, sami nie wpadliśmy, aby tam spać. Dzień wcześniej podobną miejscówkę wskazali nam ludzie. Tym razem jednak dobry wuj Ho nie przyjął nas, strudzonych wędrowców z otwartymi ramionami. Niosący światło stwierdzili, że muszą naszą wizytę odnotować w swoich pożółkłych zeszytach. Mało tego, nie wystarczy im wylegitymować nas na miejscu, ale muszą zabrać nam paszporty i gdzieś je skserować. Tego było już za dużo. Zwinęliśmy się i rozbiliśmy z dala od czujnego oka partyjnego wielkiego brata, w przyrodzie.
Oj tak, w przyrodzie jest zawsze dobrze. A gdy wokół nas były tylko bezkresne kazachskie stepy – najlepiej!
Kazachska przyroda bywa jednak zdradliwa. Na zdjęciu wygląda idealnie. A w rzeczywistości dookoła namiotu tuptają nam, z prędkością kilkunastu kilometrów na godzinę, przerośnięte pająki – solfugi.
Australijski busz też ma w sobie to coś. To znaczy… już nie solfugi, ale na przykład takie misie jak Huntsman Spider.
A tutaj już skąpany słońcem Laos. Nieprzypadkowo w tym miejscu, bo klimat tego kraju jakoś dziwnie przypominał mi czasami Australię. Tylko w sklepach jakby trochę taniej.
Kirgistan, dolina w Parku Narodowym Ala Archa, na skraju pasma gór Tien Szan.
A tutaj dalej góry Tien Szan, ale już trochę wyżej i zimniej. Nasz jeden jedyny nocleg z temperaturą poniżej zera i śniegiem.
Najczęściej jednak mierzyliśmy się z nieznośnym upałem. Kambodża.
Kazachstan, przy kanionie Szaryn.
A to gruzińska bystra rzeczka, w porę ratująca opłakany stan naszej higieny.
Tarasowe pola na południu Chin, prowincja Yunan.
Bambusowy las w centralnych Chinach.
Niestety, nie za wiele zostało takich uroczych bambusowych lasków w Państwie Środka. Nierzadko były tylko wieżowce, autostrady, rzęsisty deszcz i my – szukający w tej betonowej dżungli miejsca na namiot. O dziwo, tutaj poszło nam całkiem nieźle. Pod mostem, więc sucho. Trochę na uboczu, więc cisza spokój. Do czasu… gdy późnym wieczorem zastępy pracowników wyległy z okolicznych fabryk na rowerach i zaczęły szturmować wąską ścieżkę pomiędzy naszym namiotem, a nasypem estakady. Okazało się, że mają tutaj swoje małe nielegalne zejście z autostrady, którą równie nielegalnie wracali na rowerach co wieczór z pracy. Próbowaliśmy jakoś załagodzić nasze, jeszcze bardziej nielegalne, zajęcie pasa ruchu. Witaliśmy ich przyjaznym „ni hao”, głupio się uśmiechaliśmy i jakoś tłumaczyliśmy. Na niewiele to się zdało. Chińczycy byli tą sytuacją przerażeni. Na paluszkach, w pełnym skupieniu, powstrzymując oddech omijali nasz zielony domek, po czym… wiali w siną dal.
A spaliście kiedyś pod samym cmentarzem? Nam się zdarzyło w Kazachstanie, za zgodą przemiłej ekipy, która akurat wykańczała tam nowy nagrobek.
A nierzadko było po prostu do bólu szaro, nieciekawie i zwyczajnie. Jak w tym uroczym malezyjskim pustostanie. Ktoś zaczął budować ten dom z niemałym rozmachem. W salonie były nawet „greckie” kolumny. Przez tę ekstrawagancję właścicielowi posesji najwyraźniej skończyła się kasa. Teren budowy był zupełnie opuszczony i zarośnięty wysoką trawą. Po zwiedzeniu całej posiadłości, zdecydowaliśmy się zamieszkać w kuchni.
I jak było? Doskonale! Wspominamy to równie dobrze jak malownicze noclegi w pocztówkowych lokalizacjach. Liczy się przecież przygoda, emocje, ta mała nutka ryzyka i „to uczucie”, że świat staje się jedną wielką piaskownicą, w której bawić możemy się do woli. Wolność absolutna. To jest proszę państwa w rowerowych podróżach najlepsze!
Już myślałem, że taki rozgardiasz wokół namiotu dotyczy tylko mnie i ludzi z którymi biwakuję. Widzę, po zdjęciach że nie jestem sam 😀
Kiedyś próbowałem bardziej ładnie i się nie da, szkoda na to czasu 😉
Też próbowalismy. A do zdjęcia starałam się chociaż ogarnąć niezliczone foliówki, żeby nie psuły kadru. Najgorsze było to, że rano wszystko to, co wyciągnęlismy wieczorem, trzeba było pakować z powrotem do sakw. I tak w kółko 🙂
Świetne zdjęcia. Zazdroszczę Azji… Może kiedyś… 😉
„Zbudowałeś szałas jak wigwam Indianina
Który jest przenośny razem z całym życiem
Wystarczy tylko miejsce w wyobraźni
Pod rozłożystym drzewem…”
Piękne zdjęcia. Jakoś mi jepiej, że nadal z B. mieszkamy pod namiotem 😀 Pozdrawiamy serdecznie.
nie tylko treść ale i jakość zdjęć !
Rewelacyjny pościk 😉 Gignaci jesteście 😉
Świetne!
Wow! Czad miejscówki! Kirgizja, Pamir, Kazachstan – niewiarygdnie pięknie. 🙂
hej nagniatacze, cudne foty, cudne miejsca!
ja o namiot chciałbym zapytać – jak się Wasz Vaude Taurus spisał?
dałoby radę rozbić się w nim tylko w tropiku, czy zawsze trzeba dwie powłoki rozstawiać?
howgh
Namiot spisał się całkiem dobrze, choć po ponad roku intensywnego użytkowania rurki pękły w dwóch miejscach (na szczęscie dało się naprawić z pomocą tasmy i częsci zapasowych), no i zarówno podłoga jak i tropik trochę straciły na swych własciwosciach – zewnętrzna powłoka nasiąkała wodą, a podłoga przesiąkała, dlatego trzeba było rozważnie ustawiać namiot i stosować pod spód dodatkową warstwę folii. Zaletą/wadą tego namiotu jest brak możliwosci rozłożenia samej sypialni. Poza tym tylko połowa „drzwi” jest zrobiona z przewiewnej siatki. Dlatego ten namiot lepiej sprawdza się w chłodniejszym klimacie. W tropikach cierpielismy okrutnie – gorąco, brak przewiewu, w pewnym momencie spalismy z otwartym wejsciem.
A co robić by uniknąć niebezpiecznych zwierząt? Skąd macie pewność, że gdzieś skorpion wam się nie zaszyję koło namiotu, niedźwiedź nie rozszarpie namiotu w poszukiwaniu namiotu? Zatrzymując się na rowerze przy jakiejś ścieżce, skąd pewność, że nagle jakiś jadowity wąż nie capnie w łydkę?
Po pierwsze: to nie jest tak, że mnóstwo zwierząt czyha na nasze życie. One w większości boją się człowieka i unikają go, a ewentualne przykre niespodzianki zdarzają się, gdy zwierzę ma poczucie zagrożenia, albo gdy zignoruje się podstawowe zasady bezpieczeństwa. Więc jeśli nocleg przypada w terenie potencjalnie zamieszkanym przez niedźwiedzie, ta podstawowa zasada mówi, by absolutnie nie trzymać jedzenia w namiocie, tylko powiesić na oddalonym od namiotu drzewie.
A skorpiony? Hoho, trochę ich było 🙂 Jeden nawet wlazł nam do namiotu i z nami spał, o czym przekonaliśmy się rano 🙂 Ale wiesz, on miał ze 2 cm, więc raczej by nas nie zabił.
Paradoksalnie, najgroźniejsze zwierzęta, jakie można spotkać, to psy, a także… kozy czy owce, które są w stanie zjeść i zdemolować namiot 🙂
jedzenia*:D
nocleg w namiocie w pustostanie – idzie na listę rzeczy do zrobienia. swoją drogą, jadąc przez polskę, zawsze się zastanawiam – gdyby teraz jechała rowerem z namiotem i potrzebowała się rozbić – to gdzie? jakim cudem? wszystko u nas pogrodzone, przynajmniej przy drodze.
nie mogę, jaka azja środkowa jest piekna. pora się wziąć za planowanie czegos w tamte rejony.
Polska ogrodzona? Owszem, miasta i wsie w okolicy zabudowań owszem, ale przecież w naszym kraju są całe połacie lasów, łąk, nieużytków, bez problemu można znaleźć kawałek zagajnika czy jakieś ustronne miejsce. Tymczasem w takiej Australii czy wręcz na Islandii płoty ciągną się przez dziesiątki kilometrów wzdłuż drogi, nawet daleko poza miastami. W dodatku – te płoty są czasem już kilka metrów od drogi, nawet nie ma jak się zatrzymać… Naprawadę po takim doświadczeniu docenia się naszą Polskę 🙂