Kiedyś zdjęcia były warte więcej. Przed zrobieniem każdego człowiek zastanawiał się pięć razy, a z podróży życia przywoziło się ich ledwie kilkadziesiąt. Każdą odbitkę można było dotknąć i z namaszczeniem schować w albumie. Mimo to, kolory naturalnie płowiały w miarę upływającego czasu, bez potrzeby nakładania filtrów Instagrama. Zdjęciom, które chciałem pokazać Wam w tym wpisie, stuknęło w tym roku okrągłe dwadzieścia lat. Zaraz, zaraz… ile? Niestety, to nie błąd w obliczeniach, starość nie radość. Dokładnie dwadzieścia lat temu, ja – ledwie odrośnięty od podłogi, chowany u schyłku PRL-u – szczyl, pojechałem z rodzicami do USA.
Pamiętam te sznury samochodów, czteropoziomowe estakady, gigantyczne centra handlowe, wypchane po brzegi zabawkami i konsolami do gier. Wszystko było tam ogromne, przytłaczające, kolorowe! Jednak Detroit, gdzie mama pracowała na uniwersytecie, pamiętam także w szarych, ponurych barwach. Był szok kulturowy i kierowane do rodziców pytania: „Mamo, tato – dlaczego dzielnica w której mieszkamy to getto czarnoskórych, kilka przecznic dalej czasami słychać w nocy strzały, a chodząc po ulicy zawsze macie przy sobie dwadzieścia dolarów?”
Szybko chcieliśmy opuścić tę miejską dżunglę i zasmakować równie monumentalnej amerykańskiej przyrody. Ruszyliśmy na zachód.
Jedna odpowiedź do “Zdjęcia, które były warte więcej”
Yosemite – rządzi!
Bezdroża Nevady i Arizony – niezapomniane (zwłaszcza jak się jedzie na rezerwie)!
Foty – bezcenne!
Yosemite – rządzi!
Bezdroża Nevady i Arizony – niezapomniane (zwłaszcza jak się jedzie na rezerwie)!
Foty – bezcenne!