Bandytów, dzikusów, ekstremistów i gwałcicieli – widzi w tłumie uchodźców coraz więcej ludzi w Polsce. A kogo my widzimy mając w tyle głowy ponad pół roku spędzone w krajach muzułmańskich? Ludzi takich jak my. Ludzi wobec których mamy ogromny dług wdzięczności.
Czy ten tekst złagodzi choć trochę czyiś pogląd na sprawę? Nie liczę na to, ale podobno zawsze warto próbować. Nie chcę też tutaj nikogo na siłę do niczego przekonywać, wchodzić w politykę, czy zawiłe szczegóły zbrojnych konfliktów w północnej Afryce, czy na Bliskim Wschodzie. Rozumiem, że ktoś jest przeciw, nie chce, boi się, nie akceptuje. Gdy jednak idę ulicą w samym centrum Łodzi i widzę faceta, który stoi na chodniku przed barem z kebabami drze się i wyzywa bogu ducha winnego sprzedawcę, a obok stoi grupka strażników miejskich i nie reaguje, to czuję, że coś w tym kraju idzie w złą stronę. Wystarczyły dwa tygodnie medialnej gówno-burzy, aby najgłośniej krzyczący przeciwnicy jakiejkolwiek „inności” w Polsce już osiągnęli swój cel. Każdy „inny” będzie się teraz po prostu bał tutaj przyjechać, a codzienne życie tych, którzy już tutaj są, może zamienić się w koszmar.
Ci, którzy chcą dziś ludzi wzajemnie na siebie szczuć i dzielić, wspinają się na wyżyny hipokryzji. Teraz nagle Wietnamczycy, czy Ukraińcy są już mile widziani, byle nie ta muzułmańska dzicz z Afryki czy Bliskiego Wschodu. I do czego prowadzi tworzenie kolejnych podziałów? Przecież zawsze, gdzieś po drugiej stronie granicy, rzeki, miasta, ulicy będą jacyś inni, których z jakiegoś tam powodu możemy nienawidzić. Już nawet akcje pomocy uchodźcom, którzy znajdują się poza granicami naszego kraju wywołują u niektórych święte oburzenie. Bo jakim prawem ktoś chce pomagać tym innym, a nie biednym Polakom? Bo oczywiście Polska dziś to drugi Afganistan czy Syria. Lata wojny, nędza, kamieni kupa i kompletna ruina.
Akurat gdy wybuchł kryzys z uchodźcami, rozchorowałem się. Leżałem w łóżku tydzień z laptopem, czytałem kolejne doniesienia i dosłownie dzień w dzień widziałem, jak zaostrza się język dyskusji dotyczących tego tematu. A mnie robiło się z tego powodu coraz bardziej przykro, bo dobrze jeszcze pamiętam, że ogromna większość tych tak znienawidzonych dziś w Polsce muzułmanów, to w kontaktach z przybyszami „zachodu” gościnni, empatyczni i kulturalni ludzie. Ktoś powie, że w pierwszym kontakcie są mili, ale potem to „nóż w plecy”. Cóż, najdłużej pomieszkiwaliśmy u Akmala w Kuala Lumpur jedyne dwa tygodnie i nawet w tak krótkim czasie zaczęły wychodzić różne kulturowe niesnaski. Stali czytelnicy bloga mogą pamiętać, że gdy powiesiliśmy przed jego domem pranie, obraził się śmiertelnie i stwierdził, że traktujemy jego dom jak slums. Przeprosiliśmy, wytłumaczyliśmy, że u nas to nic strasznego. Noża w plecy nam nie wbił. Ba, nawet z domu nas nie wykopał, choć do końca miał o to nieszczęsne pranie sporego focha.
Ludzie, przecież to nie jest tak, że cały świat wygląda jak najbardziej skrajne obrazki w 20-sekundowych telewizyjnych materiałach. Jak zwykle gubi się w tym wszystkim skala, kontekst i zdrowy rozsądek. Odpowiedzialni za medialne przekazy nie ma mają najmniejszych skrupułów, aby wyciągać wszystkie najbardziej skrajne polaryzujące historie, które mają tylko jeden cel – szczuć ludzi na siebie. Kampania wyborcza w pełni.
Dwa lata temu karmieni obiegowymi opiniami wszystkich tych, którzy wszędzie już byli i na tych strasznych muzułmanach dobrze się poznali, sami trochę baliśmy się, gdy zaczęliśmy naszą podróż w Stambule. Co będzie, gdy to jednak oni mają rację, a my naiwnie wierzymy w to, że świat za miedzą nie jest taki zły? „Jedziesz do takich krajów z Mażną, oszalałeś, czy wiesz jak oni tam traktują kobiety? Tadżykistan, to tam przy granicy z Afganistanem? Głupota, szaleństwo!” Niektórzy byli wręcz oburzeni tym, jak można z własnej woli pakować się w takie tarapaty.
No i się wpakowaliśmy i to już po kilku dniach, gdy tak bardzo chcieliśmy się schować przed wzrokiem „innych”, nasz idealnie zakamuflowany namiot odkrył Erhan. Z siekierą w ręku nie wyglądał przyjaźnie. Coś pogadał po turecku i poszedł. Potem odwiedził nas jeszcze raz i przyniósł wielki bochen chleba. Za drugim razem ser. Za trzecim kategorycznie dał nam znać, że nie możemy dłużej tak siedzieć w namiocie i musimy odwiedzić jego dom. I wtedy w końcu załapaliśmy, że nikt nas tutaj nie zje i nie musimy się tak chować. Kilka dni później w swojej skrajnej naiwności daliśmy się nawet porwać kurdyjskiej ekipie budowlanej na wspólną kolację.
Dalej był Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Ujgurstan, południe Tajlandii, Malezja. Wszędzie ci straszni muzułmanie i te same historie. Niesamowita ciekawość świata, chęć rozmowy, uprzejmość, dom, wspólne kolacje w kucki przy tradycyjnym „stole”. A przecież byliśmy tylko zwykłymi turystami, mieliśmy pieniądze, nie musieliśmy nikomu robić problemu i mogliśmy po prostu zapłacić za hotel albo iść do restauracji. Tak jak w rzekomo wyższej europejskiej kulturze, w ramach której drogowe interakcje z ludźmi to głównie smartfony wyciągnięte w naszą stronę przez szybę samochodu. A gdy dojdzie już do spotkania z człowiekiem, to ten wciąga terminal kart płatniczych, a dopiero potem może skusi się na kurtuazyjną wymianę uprzejmości.
Nie mam złudzeń, że w muzułmańskiej kulturze wszystko jest idealne, wspaniałe, a ekstremiści nie istnieją. Nawet gdy rozmawiamy o tym w naszym gronie, Mażna natychmiast wypunktowuje mnie statystykami o przemocy wobec kobiet w krajach arabskich. Tej ciemnej strony tamtejszych rodzin nie da się poznać w ciągu jednego, czy dwóch dni gościny w drodze. Jednak coraz bardziej mam wrażenie, że tak samo jak my moglibyśmy tych strasznych, dzikich uchodźców uczyć równouprawnienia kobiet, tak samo oni mogliby bardzo wielu rzeczy nauczyć nas. Na przykład jak po ludzku, humanitarnie, empatycznie podchodzić do „innego” obcego człowieka. Po przeczytaniu relacji Łukasza z tego, co dzieje się teraz na południowych granicach Unii Europejskiej, jestem pewien, że taka lekcja mogłaby się nam przydać.
Dlaczego łodzie z uchodźcami nie latają?
Gdzie są uchodźcy z Syrii?
„To nie religijny fundamentalizm zagraża Europie, nie olbrzymi exodus Afryki i Bliskiego Wschodu. I nam, i migrantom zagraża polityczny impas i bierność. Kryzys humanitarny jest straszną konsekwencją kryzysu światowego przywództwa.” – Konrad Kruczkowski, Halo Ziemia.
PS. Jeśli uważasz, że jest w tym odrobina sensu, dzięki któremu ktoś być przestanie nienawidzić, albo po prostu przestanie aż tak inności się bać to podziel się na FB, dzięki.
Czy podróżując po tamtych krajach krytykowałeś ich kulturę i oświadczałeś, że powinni żyć według Twoich zasad? Czy byłeś roszczeniowy czy dziękowałeś z wdzięcznością za to co dostałeś? Są zasady gościnności. Nie widzisz różnicy?
Ale był disclaimer odnośnie przekonywania siebie nawzajem… Ja akurat z pierwszej ręki znam historię dwóch takich uchodźców, którzy niczego nie krytykują, za wszystko są wdzięczni, a nawet grzecznie wszystko układają w kuchni, bo pani domu pracuje i nie ma na to czasu.
Aleksandrze, dziękuję za podrzucenie ciekawego wątku do wieczornych rozmyślań i rachunku sumienia. Jacy byliśmy, jako goście, podróżując po innych krajach? No cóż, z ręką na sercu przyznaję, że bywało z tym różnie. Tak, zdarzało się, że krytykowaliśmy, ocenialiśmy to, co widzimy, z własnej perspektywy. Zdarzało się nam zachować nieodpowiednio – bo zabrakło wiedzy, a czasem zwyklej ludzkiej wrażliwości czy wyczucia chwili. To były często drobnostki, z których można się śmiać (i śmialiśmy się razem z naszymi gospodarzami), ale mamy też na sumieniu bardziej burackie akcje, za które po prostu wstyd. Z dzisiejszej perspektywy, zwłaszcza na podstawie doświadczeń z podróży po krajach „Zachodu” widzę, że nie zawsze potrafiliśmy okazać odpowiednią wdzięczność, i gdybyśmy mieli jechać tę trasę jeszcze raz, w kilku sytuacjach zachowalibyśmy się inaczej (taką mam nadzieję).
Jak już mówimy o roszczeniowości przybyszów, to nie sposób nie wspomnieć tego, jak masowy ruch turystyczny wpływa na kulturę i społeczeństo krajów chętnie odwiedzanych przez obywateli „zachodu”. Jak turyści czasami traktują „lokalsów”, jak odnoszą się do lokalnych zwyczajów, jak oczekują, że jadąc do egzotycznego kraju będą mogli zachowywać się, jak u siebie. Jak zmienia się gospodarka. To nie zawsze jest pozytywny wpływ. I tak – my jako element tej turystycznej fali też mieliśmy w tym jakiś swój udział.
Marzeno, z całym szacunkiem, ale dlaczego przykładami „burackiego zachowania” starasz się tak frywolnie zneutralizować zagrożenie wprowadzeniem Szariatu (bo o nim tu mowa) – tego nie pojmuję.
OK. W takim razie posypcie głowy popiołem i wpłaćcie na jakąś fundację dla nich.
Aleksandrze: rozumiem, że próbujesz przekazać to, że muzułmanie przybywający do Europy mają taką roszczeniową postawę i próbują narzucać nam swoją kulturę i zasady, tak? Przytocz proszę jakieś sytuacje, w których muzułmanin spotkany na ulicy lub którego gościłeś w swoim domu krytykował Twoje postępowanie, kulturę, religię, zasady. Chyba że nie piszesz z autopsji tylko mówisz o tym, że widziałeś rozkrzyczanych islamistów na nagraniach w internecie i telewizji, którzy mówili o bezwstydnych Europejkach, bezbożnikach i tak dalej? Ja mogę przytoczyć rozwścieczonych europejskich faszystów, którzy krzyczą o brudasach, kozojebcach i tak dalej. Słowo za słowo.
‚Ja mogę przytoczyć rozwścieczonych europejskich faszystów, którzy krzyczą o brudasach, kozojebcach i tak dalej.’
1. Nie masz pojęcia czym jest faszyzm.
2. Brudasy – bo są brudasami. Kozojebcy – bo są kozojebcami.
Mam nadzieję, że zostaniesz w Polsce do śmierci i nie będziesz przynosił wstydu naszemu narodowi poza jego granicami.
Tylko lewackie gnidy tak mówią. Kto nie lubi LGBT i islamu jest zły.Pożyjemy, zobaczymy kto miał rację. A Wy będziecie mieć na rękach krew ludzi, którzy zginą z tego powodu.
Daleko mi do lewaka. Oj, daleko.
Aleksander Grzebyta Z tą turystyką jest niekoniecznie tak, jak piszesz. Polecam lekturę post-turysty:
http://post-turysta.pl/artykul/pieklo-czy-raj
http://post-turysta.pl/artykul/ludzkie-zoo-czyli-zwiedzamy-plemienna-wioske
Nadal uważasz, że to samo dobro?
To nie jest kryzys światowego przywództw, a przynajmniej nie tylko. To jest kryzys, rezultat, światowej mega-chciwości. Chciwości władzy, wpływów, pieniędzy. Mega-nienasycenia i zepchnięcia człowieka na margines drugiego, czy nawet trzeciego rzędu. Te elementy zawsze były obecne w historii rozwoju ludzkości, ale ostatnio zdaje się jakby wymykają się spod kontroli. Miejmy nadzieję, że nie zakończy się to jakąś mega-rewolucją wku***nia, przy której francuska, czy bolszewicka to Pikusie.
Dokładnie, daj więc przykład innym i przelej swoje oszczędności, pomóż tym ludziom. A ilu imigrantów już przyjąłeś pod swój dach? Śmiało, pochwal się, zaraź innych swoją dobrocią.
Dzięki.
W każdej kulturze są ekstremiści, jak zresztą widać powyżej. Większość niechęci wynika z kompletnej niewiedzy – mało kto w Polsce zna dobrze kogoś z innego kręgu kulturowego, a muzulmanina to już w ogóle. Do tego kompletnie zmanipulowane ‚fakty’ na temat gwałtów, stref zamkniętych itp. Dzięki za wpis.
http://m.niezalezna.pl/71063-zdepczemy-europe-takie-przeslanie-do-imigrantow-skierowal-imam-w-meczecie-al-aksa#.Vf1T9M7DpPQ.facebook
Więcej takich otwartych umysłów i więcej takich wpisów!
Jestem zatrwożona nienawiścią, która odzywa się w naszych rodakach. I to tak blisko mnie, w moim najbliższym otoczeniu, wśród ludzi, których w ogóle nie podejrzewałabym o jakiekolwiek negatywne odczucia. Mam nadzieję, że im więcej będzie takich życzliwych głosów, tym nasze społeczeństwo stanie się spokojniejsze.
Mamy dopiero 4-miesięczną perspektywę na powyższą dyskusję (hmm, a raczej nagonkę na p. Aleksandra Grzebytę i jego wpisy), a w m-czasie wyszły na jaw kolejne fakty, obracające w/w „proimigracyjne” argumenty w pył i proch.
Janku, w swoim artykule, zapewne szczerym i prawdziwym, a prawdziwym w sensie pokazywania prawdy o miejscach, w których byłeś, popełniłeś niestety podstawowy błąd przeniesienia. Wynika on, w mojej ocenie, z nieuważnego pośpiechu (a może z tzw. lewackiego światopoglądu, który został tu komuś wcześnbiej zarzucony? Mniejsza o słownictwo) w stawianiu znaku równości między A) muzułmanami, których Ty spotkałeś osobiście, a którzy okazywali się z zasady świetnymi chłopami do rany przyłóż, B) tymi, którzy walą do drzwi Unii, gdyż rzeczywiście potrzebują schronienia, a tymi C) którzy walą do drzwi Unii, bo…
Generalizowanie to, obok nadgorliwości, chyba jeden z najcięższych grzechów ludzkości. Niestety, Ci, którzy wytykają popełnianie go innym, sami wpadają w jego sidła. Bo to łatwa sprawa, a i pokusa duża. Dlaczego? Gdyż na zdrowy rozum i chrześcijańskie serce: jak nie przyjąć bliźniego, którego dręczą w jego własnym kraju??
Ale w szczegółach pies pogrzebany. Otóż muzułmanie, których Ty spotykałeś, to widocznie cisi, (w miarę) zadowoleni ze swego życia ludzie. Albo pogodzeni ze swym losem – a skoro pogodzeni, znaczy się jakoś tam szczęśliwi, spełnieni, nie szukający Nowego, a więc siedzący na miejscu i – uwaga – ze swymi rodzinami. Rodzinami! – powtarzam. Sam zapewne widziałeś jak wygląda model muzułmańskiej rodziny w muzułmańskim kraju, prawda? Trójka, piątka dzieci, matka, babka, ciotki, dziadkowie itd. Nie tak? Co jednak powiemy o tych, którzy walą do Unii z modną grzywką zdobiącą zapalczywą twarz, z iPhonem dzierżonym w dłoni i BEZ dziecka, a jeśli z jakimś, to wypożyczonym na chwilę na potrzeby zdjęcia do prasy?? Każdy z nas pamięta malucha, który martwy wypłynął u brzegu morza. Tragedia! Ale czyli co? To znaczy, że mamy pomagać większej ilości tych beznadziejnych ojców, jakim się okazał ojciec tamtego dzieciaka? Czy jeszcze większa ilość małych trupów ma wyścielić plaże południowej Europy, zanim politycznie poprawni ślepcy obudzą się z ręką w nocniku!?
Kwestię „multi-kulti” w wydaniu brytyjskim widziałem na własne oczy, właściwie rosłem i żyłem z nią, mieszkając w UK przez ostatnie 13 lat. I powiem Wam tu wszystkim czytającym, że gorszej spuścizny jak political corectness Unia nie mogła sobie (i nam przy okazji) zaserwować. Bo to właśnie „dzięki” niej, dwóch muzułmanów szlachtujących brytyjskiego żołnierza w biały dzień w dzielnicy Woolwich parę lat temu zostało zaprezentowanych przez liberalne media jako „nożownicy”, ewentualnie „men with machettes”. Brawo! Europa szybciej strzeli sobie w stopę, niż przyzna, że to był mord religijny. Nawet niby konserwatywny Boris Johnson rzekł, że to „nieporozumienie łączyć wydarzenie z Woolwich z udziałem wojsk brytyjskich w Afganistanie”. Hahaha!
Panie Boris, sie rozumie – no przecież nie wolno „drażnić” muzułmanów!
Dlatego, jako Chrześcijanin, świadomie mówię TAK uchodźcom wojennym, ale weryfikowanym na styl australijski, tj. tylko podania z zagranicy i ŻADNYCH pontonów, i jednocześnie, nadal jako Chrześcijanin, mówię NIE polityce otwartych unijnych drzwi. Jeśli pani Merkel chce nadal przesiewać ziarno od plew w dotychczasowy sposób, niech to robi poza granicami Polski. Howgh!
I wreszcie, jeśli Wy wszyscy politycznie poprawni ślepcy, nadal chcecie zamydlać różnicę między Bogu ducha winnym uchodźcą, a imigrantem-dorobkiewiczem (a zarazem potencjalnym terrorystą ISIS), niech Bóg Wam wybaczy Waszą głupotę, bo nie wiecie, co paplacie.
A tak poza tym, pozdrawiam serdecznie wszystkich podróżników z Chin.