Uf, jesteśmy w Tbilisi. Ostatni raz, miejski nocleg z Internetem mieliśmy w Batumi, patrzę w kalendarz – minęło ponad tydzień, a wydaje się, że o wiele, wiele więcej. Dopiero w Gruzji mogliśmy poczuć na ile byliśmy zieloni w jeżdżeniu po górach; ale po 2025 m n.p.m. na Goderdzi, 1800 przy mieście wykutym w skale przy Vardzia i 2184 w drodze przez środek kraju do Tbilisi, kolejnych górek w Azji Centralnej boimy się już trochę mniej. Jednak już tutaj w Gruzji, górka po górce czuję jak spełniają się moje rowerowe marzenia!
Wszystko ułożyło nam się (oczywiście przypadkiem) dość fajnie, podjazdy dały popalić po technicznych kamienistych dróżkach, ale za to nie stresowali nas przy nich szaleni (a czasem IDIOTYCZNI!!!) gruzińscy kierowcy. Jadąc potem w stronę Tbilisi był już asfalt i zaliczyliśmy na nim 700 metrów czadowego zjazdu non-stop. Na dole byłem na tyle zagotowany, że jedyne o czym mogłem myśleć, to szukanie miejsca do spania. Lało cały dzień, wszędzie naokoło błoto i woda, więc namiot odpadał.
Na szczęście, przygarnęła nas gruzińska babuszka. Mieszkała razem z całą rodziną w jednej biednej, ale ogrzewanej piecem izbie, a mimo to chciała nam zaoferować łóżko. W końcu dała się przekonać do naszych mat i śpiworów. Bieda, schorowani ludzie, szarość i zrezygnowanie na wsiach w centralnej części Gruzji są przygnębiające. Tym bardziej, zestawiając to z tym jak absurdalnie duże pieniądze zostały zainwestowane w architektoniczne fajerwerki w nadmorskim kurorciku Batumi.
Wszystkie miejscowości na drodze z Ninotsminda do Tbilisi wyglądały identycznie ponuro, domy przykryte azbestem, jedyny kolor jaki rzadko widać było z drogi to rozwieszone gdzieniegdzie pranie.
Wzdłuż wszystkich wiosek biegnie linia kolejowa, która niechybnie w czasach ZSRR wywożono z Gruzji surowce. Dziś nie ma już trakcji, a miejscami nawet samych torów. Widać jednak, że próbują coś z tym zrobić, w szczerym polu Mażna wypatrzyła dumny szyld „International Railway Station”, może kiedyś… Na razie tempo prac, ani trochę nie zbliża się np. do uwijających się jak mrówki Turków.
Jedno co w tej części Gruzji udało się dobrze to droga. Równiutka, asfaltowa, ruch znikomy – wszyscy rowerzyści ciągnący na wschód i ze wschodu (spotkaliśmy gościa z Tajlandii!) ją wybierają.
Szkoda tylko, że na koniec cały czas lało, potwornie wiało, a termometr na Sigmie straszył siedmioma stopniami. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. 80km przed Tbilisi zgarnął nas z drogi bus.
Wyglądało, że to tak na rowerowego stopa, skończyło się niestety na ponurym spojrzeniu spode łba i haśle „dziengi dawajce”. Zrozumiałem dwieście lari i pobladłem, chodziło o dwadzieścia, uf. Biorąc pod uwagę, że kierowca jechał jak kompletny debil, idiota i kretyn, wszystkie sakwy latały po busie, rowery mało się nie rozpadły, a mi całą drogę chciało się rzygać, to nam powinni zapłacić.
No ale cóż, nie ma co narzekać – dotarliśmy, siedzimy na wygodnej kanapie w hostelu – mycie, pranie, ogarnianie i idziemy na miasto, na szczęście już nie na rowerach, bo po Tbilisi jeździ się delikatnie mówiąc słabo.
w Tbilisi jest polski hostel. Najlepsza knajpa z khinkali to Pasanauri, na przeciwko radissona po drugiej stronie ulicy Rustaveli. Zupełnie obok jest hipsterska art gallery cafe z dobrym internetem a kawałek dalej ulica z knajpami, gdzie codziennie grają na żwyo. W jednej kapeli gra dwóch gruzinów, którzy mieszkali 6 lat w łodzi 🙂 Nie pamiętam nazwy zespołu ale facet ma na imie Otari. Basista jest leworęczny – łatwo poznać.
Panie weź tu w tej samochodowej dziczy rowerem znawiguj do jakiegoś tam hostelu 🙂 Jechaliśmy na pałę, bez netu wcześniej, mapy, czegokolwiek i znaleźliśmy Green Hostel, z którego trafiliśmy do Tbilisi Hostel (jak oryginalnie, podobno pierwszy tutaj ever). Fajnie jest, więc zostajemy. Z knajpą to pomyślimy, na razie smażymy 2 kilo kartoszek w pomidorach, cośmy po drodze od dobrych ludzi dostali, u nas bardziej takie klimaty teraz 😉 No ale tej muzyki na żywo może nie pogardzę – dzięki!
Zajebiście, że żyjecie!
Oj taaaaaak, leeedwo! Wszystko złe, co można powiedzieć o tureckich kierowcach, w Gruzji trzeba pomnoży przez dwa
w Turcji to jest kulturka w porównaniu do Gruzji
———————————–jmmmmmmmmmmmmmmmmmm4=====kkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkkttvvvnnauuuuuuuuuuuuunnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn ł/
komentarz powyzej napisal niekulturalny hostelowy kot