No to wyjechaliśmy!
Ogarnęliśmy zakupy wszystkich potrzebnych rzeczy, rzutem na taśmę załatwiliśmy rowerki i przeprogramowaliśmy nasz wyjazd pod kątem jednośladów, a w międzyczasie jeszcze przeprowadziliśmy się z Warszawy do Łodzi….
Zupełnie nie czuło się tego, że jedziemy tak daleko i na tak długo. Chyba tylko rodzina przypominała nam o tym, że to nasze ostatnie wspólne chwilę przed długą rozłąką. A samo pakowanie? U mnie wyglądało to mniej więcej tak, jak w przypadku cotygodniowych kursów Łódź-Warszawa. Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę. Pokój Marzeny został w totalnym bałaganie, tak jakbyśmy jechali tylko na kilka dni, i wkrótce mieli wrócić… Panika, Janek poganiający Marzenę, która w amoku biegała po całym mieszkaniu szukając rzeczy, które mogą się przydać. Tylko że tym razem to nie były słoiki z jedzeniem…
Zatem zaczynamy!
