Jak słuchać i opowiadać o podróży?

Wracasz z długiej podróży. Zapewne pierwsze, na czym się skupiasz to spotkania się z rodziną i nadrabianie towarzyskich zaległości. I opowiadasz, opowiadasz. A potem prawdopodobnie rzucasz się w wir spotkań podróżniczych.

Być może przed wyjazdem chodziłaś, chodziłeś na takie spotkania. Siadałeś na widowni, podziwiałeś zdjęcia, chłonąłeś fakty, wrażenia, czerpałeś inspiracje. A mając w perspektywie własny wyjazd, zadawałaś szczegółowe pytania, rozwiewałaś wątpliwości. Teraz, po powrocie – jest inaczej. Po prostu inaczej się już słucha, inaczej opowiada.

Właśnie tak było u nas. Co łatwe do przewidzenia, po powrocie nadrabialiśmy towarzyskie i rodzinne zaległości. Bliżsi  i dalsi znajomi pytali nas o różne sprawy, a my mogliśmy opowiadać bez końca. Świeżo po powrocie byliśmy pewnego rodzaju atrakcją, ludzie nie szczędzili nam słów podziwu, a my kokieteryjnie odpowiadaliśmy „no bez przesady!” Udzieliliśmy też kilku wywiadów dla mediów.  A ponieważ pytania wkrótce zaczęły się powtarzać, szlifowaliśmy za każdym razem nasze odpowiedzi, by w pewnym momencie recytować je już z pamięci. Gdy jedno z nas brało oddech, drugie przejmowało wątek i jechało dalej. W radiu mówi się na takich rozmówców – samograje. Czasem nakręcaliśmy się w naszych opowieściach tak, że wpadaliśmy w monologi, nawet nie zauważając momentu, gdy słuchacze już przestawali nas słuchać.  No bo ile można znosić to nasze „a w Azji to, a w Australii tamto…”

W takiej chwili człowieka zaczyna ciągnąć do ludzi, którzy mają za sobą lub planują coś podobnego. Do ludzi, którzy będą nas rozumieć, z którymi będziemy mogli powymieniać się doświadczeniami. Wygadać się, znaleźć potwierdzenie tego, co sami przeżyliśmy, podyskutować.

„Tak, też tak miałem.”

„Tak, doskonale was rozumiemy.”

„Nie, ja to zapamiętałam zupełnie inaczej.”

Więc ruszyliśmy na spotkania. Najpierw był Plener Podróżniczy w Boruszynie, na którym poznaliśmy osobiście kilka osób z polskiego światka podróżniczo-blogerskiego. A potem pojechaliśmy z własnymi pokazami: Wachlarz w Warszawie, dwie prezentacje w Łodzi, prezentacja we WschowiePodkarpacki Kalejdoskop Podróżniczy w Rzeszowie, a w miniony weekend – łódzka Noc Podróżnika.

Wachlarz, fot. Andrzej Budnik, Loswiaheros.pl
Wachlarz, fot. Andrzej Budnik, Loswiaheros.pl

Prezentacje wychodziły nam różnie. Początki – były wyzwaniem. Wprawdzie oboje spędziliśmy parę lat w radiu, ale przemawianie przed salą pełną ludzi wymaga innych umiejętności, niż mówienie do sitka. Po twarzach i reakcjach łatwo poznać, czy nasza opowieść porywa, czy nie. Opowiadamy dowcipną historyjkę, a widownia pozostaje obojętna, bez reakcji? Bywało i tak. Przeszłam też fazę na dzielenie się przemyśleniami „o życiu”, „o byciu w drodze”, podczas gdy ludzie woleliby lekkie anegdotki i praktyczne informacje. Odlatujesz w jakieś mgliste rejony filozoficznych dywagacji, a po prelekcji ludzie podchodzą i pytają o formalności wizowe… Cóż, trzeba to przeżyć na własnej skórze, poczuć, o co w tym chodzi, parę razy się sparzyć, wypracować własny styl i sposób dotarcia do publiczności.  Kilka pokazów później opowiadaliśmy już inaczej. Były nawet śmiechy na sali.

Kalejdoskop01
Podkarpacki Kalejdoskop Podróżniczy, fot. Katarzyna Warańska

Gdy już się tak człowiek wypapla, to prędzej czy później przyjdzie moment opamiętania się. I pojawi się refleksja, że czasem warto zamknąć paszczę i słuchać.

W każdym większym mieście działa jakaś knajpka podróżnicza albo miejsce, w którym organizowane są spotkania, pokazy, festiwale. Nie wiem, czy zjawisko znacząco rozrosło się w ostatnich latach, czy po prostu zmieniła się moja percepcja? Dzieje się naprawdę wiele. Nic tylko chodzić, patrzeć i słuchać.

A sposób słuchania może się bardzo zmienić. Tak samo, jak się zmieniła i przesunęła w mojej głowie granica tego, co dziś uznaję za wyjątkowe. Regularnie chodzę na łódzki Explorers Festival. Najbardziej utkwiła mi w głowie prezentacja sprzed kilku lat: Grzegorz Szyszkowski przejechał rowerem Altiplano. Niesamowitość tej i innych opowieści wynikała stąd, że zdawały się one być poza moim zasięgiem. „Zrobić coś podobnego samemu? Skąd!” Czy marzyłam o czymś takim? W pewnym sensie tak, ale bardzo niekonkretne były to marzenia, ot, takie tam fantazje i jeżdżenie palcem po mapie. Teraz, po paru latach, mając za sobą własną podróż rowerem, gdy słucham historii innych ludzi, ten element nierealności znika, ustępując miejsca myśleniu: „O! Też tak chcę! Ciekawe to miejsce! To jest do zrobienia!”. A to przywołane Altiplano trafia na naszą shortlistę, i jest brane pod uwagę przy planowaniu kolejnego wyjazdu.

Siadając na widowni, skupiamy się także na nieco innych elementach. Można powiedzieć, że podpatrujemy warsztat. Co sprawia, że ktoś opowiada w sposób pasjonujący, podczas gdy ktoś inny nie potrafi porwać swoją opowieścią? Ile zależy od historii, scenerii, a ile od charakteru i umiejętności prezentacyjnych? Jak ważna jest forma? W jaki sposób prelegenci i prelegentki próbują uwieść widownię, i które strategie są skuteczne? Podkreślać swoje niesamowite przygody, rzucać liczbami, a może opowiadać skromnie? Strzelać faktami czy filozofować? Refleksyjnie czy na wesoło?

Słuchanie ma także wymiar porównawczy. Oczywiście, są tacy, którzy będą zarzekać się, że inni ludzie nie są dla nich punktem odniesienia, że oni porównań nie czynią, że im to do szczęścia niepotrzebne. Gratuluję! Ale nie o to mi chodzi. Spotkania podróżnicze są świetną okazją do zestawiania własnych opowieści z opowieściami innych. Na przykład, gdy mowa jest o miejscach, które sami odwiedziliśmy, o historiach, które przydarzyły się także nam. „Tak! Też tu byliśmy, też to przeżyliśmy!” – uśmiechamy się i kiwamy głowami potwierdzająco, słysząc potwierdzenie własnych przeżyć i obserwacji. Z głębi sali wołamy do prelegenta dopowiadając nasze kawałki tych samych historii. Innym razem demaskujemy próby bajerowania i koloryzowania przygód, by brzmiały bardziej niesamowicie, a przecież my wiemy swoje, my wiemy, „jak było naprawdę”. Albo odczuwamy ten dziwny zawód, gdy ktoś uświadamia nam, że nasze wyjątkowe przeżycia wcale takie wyjątkowe nie są. Że te moje wypracowane, „upolowane” kadry, wcale nie są takie moje, bo przytrafiają się prawie każdemu. A czasem okazuje się, że nasze rozumienie jakiejś sytuacji było zupełnie błędne… Takie to uroki konfrontacji. I kolejna refleksja dla nas – jak się ma do tego nasza historia? Jak snuć własne opowieści?

Pułapek jest wiele. Umiejętności prezentacyjne łatwo mogę wybaczyć i sobie i innym. Gorzej, gdy pułapkę stanowi na przykład perspektywa białego turysty z Europy, który pojechał w tzw. „podróż życia” albo po prostu na „egzotyczne wakacje” do kraju biednego południa . Efektem tej pułapki są wypowiadane zwroty w stylu:

„Byłem zdegustowany, bo mieszkańcy wioski okazali się cywilizowani, przywitali nas w dresach, i mieli telewizję satelitarną.”

„Ci Chińczycy nie mają za grosz kultury!”

Albo mój hit: „w Tadżykistanie pewna goszcząca mnie kobieta zabrała dzieciom talerze zupy i przekazała je mnie. A gdy zjadłem mięso, dzieci dostały do ogryzienia kości. Naprawdę, niesamowicie gościnni ludzie!”

Mając jako taką świadomość istnienia tej czyhającej pułapki, w podróży starałam się krytycznie obserwować zarówno to, co widzimy, jak i nasz stosunek do obserwowanego świata i ludzi. Pilnowałam, by w tyle głowy wciąż mieć cały ten wspomniany kontekst. Byłam z siebie całkiem zadowolona. Aż po powrocie trafiłam na teksty post-turysty. Teksty prowokacyjne, czasem przesadnie szukające drugiego dna, ale takie właśnie mają być, bo ich rolą jest psucie dobrego samopoczucia, wzbudzanie wątpliwości i zmuszanie do krytycznego myślenia. Post-turystę polecam każdemu, kto korzysta z przywileju poznawania świata – bez względu na to czy będzie to hardkorowa wyprawa, backpackerski gap year czy dwa tygodnie all-inclusive. Ta lektura uświadomiła mi, jak często byłam w błędzie: nie wszystko potrafiłam samodzielnie „wyłapać” i odpowiednio zinterpretować, moje zachowania i reakcje były wielokrotnie bardzo przewidywalne, w sposób krzywdzący generalizujące i uwikłane w europocentryczne narracje. Niektóre nasze historyjki i anegdotki nie wytrzymały krytycznej analizy i okazywały się po prostu głupawe. Aż mi wstyd, że kiedyś je opowiadaliśmy. Lepiej już milczeć, niż gadać bzdury.

A wy? Jak słuchacie? Jak opowiadacie?

16 odpowiedzi do “Jak słuchać i opowiadać o podróży?”

  1. wg mnie nie ma złotego środka jak opowiadać, każdy skupia się na innych elementach, różne informacje są ważne dla słuchaczy i ważne, żeby dobrze czuć się w roli „opowiadacza” w swoim pomyśle na opowieść… reszta chyba sama się ułoży

  2. My właśnie jesteśmy po pierwszej prezentacji i było to dla nas niemałe wyzwanie. Podobno wyszło spoko 😀 Ale Was posłuchałabym tak czy inaczej 🙂 Może na Kolosy się wybieracie?

  3. Zawsze unikałam jak ognia występów publicznych i dopiero dzięki opowieściom podróżniczym zaczynam wychodzić przed ludzi. Doświadczenie małe, ale mam nadzieję, że mimo to zainteresuję 🙂

  4. Czy możecie podać przykład na co warsztaty post-turysty otworzyły wam oczy czy zmieniły postrzeganie? Muszę przyznać ze po pierwszej części nie dałam im szansy a wiele osób poleca i mi trochę głupio..

    1. Na warsztatach mogliśmy poznać ich osobiście. Same warsztaty -mam wrażenie, że były skrojone pod młodszego uczestnika. Z tego co wiem, oni głównie organizują je dla uczniów. Było kilka fajnych ćwiczeń. I wywiązały się ciekawe dyskusje. Na mnie największe wrażenie sprawiły jednak teksty dostępne na stronie – kobylaste, mocno odnoszące się do socjologicznych i antropologicznych teorii, i przez to właśnie dające do myślenia.

Skomentuj Karol Werner Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.