Kranjska Gora – mała górska miejscowość w sercu Alp Julijskich u zbiegu granic Włoch, Austrii i Słowenii. Swoje produkty testowało w niej Shimano czy Specialized, a w zasięgu kilku godzin marszu mamy tutaj dziesiątki skalistych szczytów powyżej 2000 metrów. Planując wypad na rower MTB i górskie trekkingi trudno o lepsze referencje.
Dla nas była to też pierwsza większa podróż z trzymiesięczną Alicją, więc szukaliśmy miejsca z sensowną ofertą noclegów, do którego z rowerem na dachu łatwo można dojechać autem z Polski.
Pierwsze wrażenie po dotarciu na miejsce? W którą stronę nie odwrócicie głowy, tam ściana gór, a z nich orzeźwiający w tegoroczne upały wiatr. Jest moc, są emocje, więc pierwszego dnia wstaję skoro świt i ruszam rowerem na najbliższą przełęcz.
Kranjska Gora – MTB: przełęcz Vršič
Zanim zacznie się ostro pod górę, na rozgrzewkę jedziemy doliną rzeki Jasnej. Na asfalcie z rana ruch jest jeszcze niewielki, ale szybko uciekam z niego tam gdzie moje miejsce, czyli na prowadzącą równolegle szutrówkę. Jest to szlak pieszy, ale też jedna z kilku oficjalnych dróg rowerowych w okolicy.
Miało być tym razem bardziej na szybko, lekko i sportowo, ale piękno tej doliny w porannym słońcu nie daje mi spokoju. Na tym rozstaju dróg biegam w amoku z aparatem dobry kwadrans.
Odbijam na Vršič – przełęcz dzielącą dolinę Kranskiej Gory od miejscowości Trenta i doliny rzeki Soczy. Asfaltowo-brukowaną wstążkę poprowadzili tutaj w XIX wieku Rosjanie. Z satelity wygląda imponująco. Ma okrągłe pięćdziesiąt 180-stopniowych zakrętów!
Jest już po dziewiątej i zaczyna się całkiem spory ruch samochodowy, choć równie dużo jest rowerów. Nastoletni szosowiec młodzik ciśnie za mną na kole. Po chwili podjeżdża tata o posturze mafijnego gonzo, otwiera szybę i równie śpiewną co krzykliwą włoszczyzną mobilizuje do mocniejszego naciskania na pedały. Chłopak rozkręca takie tempo, że momentalnie zostawia mnie w tyle.
Spotykamy się kilka serpentyn dalej. Młody siedzi w rowie, tata podaje żele energetyczne, a ja znów robię skok w bok. Jeśli macie rower MTB, o wiele przyjemniej jest wjechać na Vršič starym traktem handlowym.
Ścieżka miejscami jest wąska i kręta, ale ma bardzo łagodny kąt, jest prosta technicznie i da się w całości przejechać bez zsiadania z siodełka. Podobno, aby pokonać całą drogę z Kranskiej Gory do Trenty, konie musiały być zmieniane na podjeździe. Rowerem górskim na lekko wspinaczka idzie błyskawicznie. Jeśli będziecie mieli tutaj problemy, to zły znak, bo praktycznie wszystkie inne trasy w okolicy są trudniejsze.
Gdy jesteśmy w najwyższym punkcie 1611 m n.pm. mamy do wyboru: wrócić do Kranskiej Gory szlakiem zaznaczonym na mapce poniżej, albo zjechać w dolinę rzeki Soczy i dalej w kierunku miejscowości Bovec. Wybieram drugą opcję.
Uwaga, zjazd szlakiem nie jest legalny. Władze Parku Narodowego Triglav straszą znakiem z przekreślonym rowerem. Tłumaczę sobie, że i tak nie ma tutaj żywego ducha, bo wszyscy kręcą się wokół samochodów na przełęczy (koło południa Marzena z Alicją nie miała już gdzie zaparkować), a ja w tak trudnym terenie jestem jak pieszy, bo głównie pcham lub przerzucam rower przez skały. Ani przez chwilę nie narzekam, że przy mojej marnej technice nie daję rady jechać. Bike & hike pełną gębą. Widoki wynagradzają wszystko!
Trekking: Kriz i Stenar z doliny Vrata
Rower, rowerem, ale powiedzmy sobie szczerze – te góry są stworzone do trekkingu i wspinaczki. Alpy Julijskie to prawdziwy labirynt ścian, grani i szczytów, a większość najpiękniejszych miejsc znajdziecie w Parku Narodowym Triglav. Właściciel pensjonatu, w którym się zatrzymaliśmy, opowiadał nam o jednym gościu z Polski, który przyjeżdża do Kranskiej Gory co roku od 10 lat i zostało mu jeszcze sporo szlaków do przejścia.
Gdy jednak mamy lekki lęk wysokości, a w Tatrach weszliśmy na Rysy, ale już nie na Orlą Perć, ciekawych szlaków w górach wysokich nie zostaje już tak wiele. Najtrudniejsze fragmenty ubezpieczone są via ferratami. Dobrze jest mieć na nich kask + lonżę. Ja szukałem szybkiego trekkingu, który swoim tempem, na lekko, mógłbym zrobić w pół dnia. Pół nocy spędziłem na analizowaniu szlaków i w końcu zostały mi dwie opcje:
- z doliny rzeki Jasnej trasa na Špik (2473 m), dobrze opisana tutaj
- z doliny Vratna szlak na Križ (2409 m) i Stenar (2499 m)
Padło na Križa. Gdy o 8 rano meldujemy się na parkingu w dolinie Vratna, ponoć najpiękniejszej w Alpach Julijskich, zajmujemy jedno z ostatnich miejsc parkingowych. Jednak podczas pierwszych 1200 metrów nagniatania pod górę spotykam tylko 7 osób. Góry są tutaj na tyle rozległe, że na mniej popularnych szlakach, możemy być zupełnie sami.
Powyżej 2000 metrów otaczają mnie już tylko skały. Otwiera się ogromna przestrzeń. Szlak staje się mniej oczywisty. Gdy pod stopami mam skalne rozpadliny, a spod kamienia posykuje na mnie wąż, orientuję się, że chyba się zgubiłem. I to właśnie wasz potencjalnie największy problem na tej trasie, bo technicznie jest cały czas bardzo prosto. Jest trochę adrenaliny, ale szybko znajduję znakowaną ścieżkę, która dumnie prowadzi szczytem przełęczy. I to jakiej! To już prawie 2400 metrów.
W końcu udało mi się wydostać z doliny Vratna i w nagrodę dostaję tak monumentalny widok. Jak przyjrzycie się temu zdjęciu bliżej to na końcu tej zielonej doliny zobaczycie Kranjską Gorę. W kolejnym rzędzie zielonych gór piętrzy się Tromeja. Szczyt na granicy trzech państw: Słowenii, Włoch i Austrii. Ostatnie lekko skaliste góry na horyzoncie to już Austria, kilkanaście kilometrów dalej na północ!
Kilkaset metrów wgłąb przełęczy i kolejna porcja kosmicznych widoków. Największy respekt budzi oczywiście Triglav. Najwyższy szczyt Słoweni – góra ikona. Ponoć premier powiedział kiedyś, że każdy szanujący się Słoweniec powinien zdobyć ją przynajmniej raz. A nie jest to takie proste zadanie. Można próbować zrobić ten szczyt w jedną dobę, ale to oznacza 12-14 godzin forsownego trekkingu z 400 metrową via ferratą przed szczytem.
Górskie wypady w Słowenii łatwo rozłożyć na kilka dni. W samym Parku Narodowym Triglav jest 26 schronisk, w tym pięć na wysokości ponad 2000 metrów w tak eksponowanych miejscach jak powyżej. Do dyspozycji turystów jest też kilka pól biwakowych.
Alpy Julijskie w ogromnej części to goła skała, a nawet poniżej linii lasu trudno o źródła wody. Ja miałem ze sobą tylko biegowy półlitrowy bidon i jednego energy drinka w plecaku. Wystarczyło, ale odpuściłem już np. odbicie na Stenar.
Odpuściłem też samą końcówkę podejścia pod Kriza, choć nie była szczególne trudna, ale z pewnością wymagała – minimum – spakowania kijów trekkingowych do plecaka i zasuwania na czworaka. Obok była druga ścieżka trawersująca zbocze pod samym szczytem. Tam zaliczam jeden krótki fragment zaznaczony na mapie jako trudniejszy. Nie było na nim łańcuchów, ale przez moment ścieżka prowadziła po bardzo luźnych, drobnych kamieniach wzdłuż stromego zbocza.
Bum! Takim widokiem żegnają mnie góry wysokie przed mozolnym zejściem z powrotem do doliny Vratna 1400 metrów przewyższenia w dół.
Całe przejście zajęło mi niecałe 6h (bez odbić na szczyty, z przerwami na zdjęcia na przełęczy). Całość zgodnie z tabliczkami – razem z podejściami na Kriza i Stenar – to 9 godzin. Gorąco polecam, jeśli chcecie trochę skondensowanej górskiej przygody. Druga połowa dnia zostaje na spacery z córką po dolinach 🙂
MTB (enduro): Dovska Baba
Góry wysokie w Alpach Julijskich to nie jest teren na rower. Musimy więc trochę spuścić z tonu i zainteresować się pasmami 2000-metrowych gór z zielonymi połoninami.
Kultowa pozycja wśród słoweńskich fanów jazdy enduro MTB to Dovska Baba. Na 1800 metrów wjeżdżamy komfortowo szutrówką. W nagrodę za kilometr podjazdu w pionie możemy sobie potem poszaleć na połoninach.
Gdy pogadacie już ze wszystkimi krowami i znudzicie się połoninami, zaczyna się prawdziwa zabawa, czyli zjazd. Szczerze, to byłem tak zaaferowany ściąganiem roweru z tej góry, że zabrakło mi czasu na zdjęcia z jednym małym wyjątkiem.
Zjazd z Dovskiej jest nieziemsko – jak na standardy nizinnego rowerzysty z hardtailem – trudny technicznie. W miejscach gdzie był ładny równy single track, brakowało mi odwagi, aby jechać na skraju przepaści. Na odcinku w lesie nie straszą już ekspozycje, ale trafiamy na kamienie i korzenie wielkości ręki Pudziana. Same kąty są równie brutalne i non-stop zachęcają do lotu przez kierownicę. W kilku miejscach pozwoliłem sobie na odrobinę zjazdowego szaleństwa, 90% to jednak trekking z rowerem.
Chyba, że macie w sobie trochę żyłki trailowo-endurowej i z Dovskiej Baby odważycie się zjechać tak, jak jeden z lokalnych wycinaków enduro:
MTB (XC): Tromeja
Na koniec wybrałem dla moich obolałych nóg coś prostego. Tromeja to niewysoka, a jednak dobrze znana w tych okolicach i szczególna góra. Leży u zbiegu granic Słowenii, Włoch i Austrii. Każde z państw przygotowało na nią mnóstwo szlaków. Na podjazd wybrałem najłagodniejszy słoweński wariant. Niby nudna szutrówka leniwie pnąca się pod górę, jednak od czasu do czasu widoki zza zakrętu przypominają nam, że jesteśmy w Alpach!
Opcji na zjazd z Tromeji jest mnóstwo. Dokładnie wzdłuż granicy włosko-słoweńskiej prowadzi piekielnie stromy wariant enduro, pełen switch-backów, korzeni i innych technicznych trudności. Na zjazd hardtailem polecam umiarkowanie trudny zjazd po stronie włoskiej. Ma krótkie podnoszące ciśnienie fragmenty, ale ogólnie – jak na standardy Alp Julijskich – to rowerowa austostrada!
Na koniec jeszcze jedna opcja na rowerową przygodę w Kranskiej Gorze. Jeśli lubicie pojeździć z ciekawym, technicznym terenie, ale niekoniecznie lubicie długie dystanse, podjazdy i samodzielną nawigację w terenie, warto skorzystać z oferty bike-parku.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, puknij w przycisk poniżej. Z góry dziękujemy 🙂
Piękne widoki! Chociaż tutaj mogę się nimi nacieszyć, bo te, moje wakacje nie obfitowały w takie piękne krajobrazy 🙂 Pozdrawiam!
Przepiękny region, jak zawsze bardzo rzetelnie i fascynująco udokumentowany. Korzystając z okazji gratuluję uroczej córeczki oraz serdecznie pozdrawiam szczęśliwych Rodziców i Dziadków.
Przepiękne tereny. MTB to może nie, ale na trekking w Alpach Julijskich piszę się zdecydowanie 🙂
Cudowne widoki, ale niestety taka trasa jeszcze nie dla mnie 🙂
A propos spacerów z córką po dolinach (bo to nas zaczęło ostatnio interesować;) ) – macie jakieś sprawdzone szlaki w Julkach do takich lekkich spacerów, ale jednocześnie z szansą na fajne widoki i górski klimat?
Mega fajny wpis, fajnie sie czyta. Mam nadzieje, ze wskazowki beda przydatne podczas planowania mojego wyjazdu do Słowenii.
Ależ widoki i ciekawe szlaki. Chętnie wyskoczyłbym w taką podróż na swoim jednośladzie 🙂
Zwiedzanie Słowenii na rowerze jest jak najbardziej wskazane. Słowenia jet tak malowniczym krajem, że warto wsiąść na rower i delektować się pięknymi krajobrazami.
Krajobrazy super!