18 dziwnych zwyczajów drogowych. Niektórych nigdy nie zrozumiem.

Mówią: co kraj to obyczaj. Absurdalnych, bezmyślnych lub po prostu dziwnych zachowań na polskich drogach nie brakuje. Mamy na co narzekać, gdy porównamy się z państwami Europy Zachodniej czy Skandynawii. Ale jak wypadamy na tle innych krajów, np. azjatyckich? Oto zbiór dziwnych zwyczajów i zabawnych sytuacji z naszych 474 dni w drodze z Turcji do Australii. Wartych naśladowania, i wręcz przeciwnie. Czasem śmiesznie, czasem strasznie.

Najczęściej pojawią się tutaj zwyczaje drogowe z Azji, ale zaczynamy od… Australii

1. Samochodem po plaży

Szum oceanu, przepiękny zachód słońca, fale rozbijające się o… koła samochodów terenowych. Brzmi absurdalnie? Przedstawiamy plażowanie w wydaniu australijskim!

australia-broome-auta-na-plazy

Mam wdrukowane w głowie pewne wyobrażenie o plażowaniu nad polskim morzem: bose stopy, ręcznik przerzucony przez ramię, spacerkek przez las, potem zejście na plażę przez wydmy.  Relaks blisko natury. Dlatego byłam w szoku, gdy nasi australijscy gospodarze w miasteczku Broome zabierając nas wieczorem na plażę, zamiast zostawić samochód na parkingu, po prostu na tę plażę… wjechali!

Gdy zaczęło się ściemniać, wszyscy plażowicze pospiesznie zapakowali się do wozów i na wyścigi ruszyli w kierunku wyjazdu z plaży, tworząc korek…

Australijczycy dziwili się naszemu zdziwieniu. A następnego dnia, gdy dyskutowaliśmy żywo na jakieś tematy związane z ochroną środowiska, nasi gospodarze nie omieszkali skrytykować… kierowców, którzy jeżdżą po plaży rozjeżdżając gniazda żółwi! Gdzie tu logika?

 

2. Samochodem w… rzece!

Przywiązanie do swojego pojazdu może przybierać doprawdy dziwne formy. Australijczycy zabierają autka na plaże, a tymczasem pewien Gruzin postanowił zabrać swoją beemkę na spływ.

mycie-bmki-w-rzece-gruzja

Nie, to nie była próba przejazdu na drugą stronę rzeki. Ten samochód stał wzdłuż koryta, a nie w poprzek. Darmowe mycie? Chwila ochłody po paleniu gum? Trudno dociec. W każdym razie – pan kierowca nie wyglądał na zdenerwowanego…

 

3. Wyprzedzanie „na gazetę”

Żarty na bok. Owszem, kierowcy bywają zabawni, ale bardzo często są po prostu bezmyślni i swoim niebezpiecznym wyprzedzaniem potrafią podnieść ciśnienie krwi. Co wtedy robić? W Gruzji rozpoczęliśmy wyścig zbrojeń. Efekt? Nasze patyczki uzbrojone w szmaty lub worki ze śmieciami budziły niesamowity respekt wśród rajdowców śmigających rozklekotanymi furami pamiętającymi czasy Muru Berlińskiego. Hamować z powodu jakiegoś rowerzysty? Bez sensu! Ale ryzyko zarysowania lakieru to już co innego!

gruzja-azerbejdzan-patyk-rower

 

4. Bo hamulec jest dla frajerów

A przynajmniej takie odnieśliśmy wrażenie jadąc przez Australię Zachodnią. To taki rejon świata, gdzie więcej jest krów, niż ludzi, a wokół rozciąga się bezkresne pustkowie. Ruch na drodze? Niewielki. Co więc dzieje się w sytuacji, gdy na pustej z reguły drodze rowerzysta spotyka dwa jadące z obu stron auta? Czy któryś samochód zwolni? Skądże! Przecież ludzie mieszkający w takim rozległym kraju nie używają hamulców – czego dowody w postaci potrąconych zwierzaków mijaliśmy co kilka kilometrów. Gdy w jednym miejscu nagle zrobi się „gęsto”, najpewniej nawet nie zdejmą nogi z gazu, tylko będą próbowali się wcisnąć, przejeżdżając obok rowerzysty „na gazetę”. A co się dzieje, jeśli te dwa pojazdy to nie są jakieś małe osobówki, a gigantyczne, czteronaczepowe roadtrainy? Cóż, wtedy trzeba się ratować ucieczką do rowu. Ciężarówka tym bardziej nie zamierza hamować. W przeciwieństwie do niskobudżetowego rowerzysty, wyrabia przecież cenne australijskie PKB.

austraila-roadtrainy

5. Głupie żarty

Czasem nie chodzi o PKB ani o prawa fizyki działające na kilkudziesięciotonowy pojazd. Czasem jest po prostu brawura i głupota w czystej postaci. W tej głupocie na naszej trasie przodowali kirgijscy kierowcy, zwłaszcza młodzieńcy. Chłopaki, jak to chłopaki, pod każdą szerokością geograficzną, w grupie potrafią wpaść na debilne pomysły. Jeśli do dyspozycji mają dwudziestoletniego golfa,  rzecz dzieje się w górach na wąskiej drodze nad urwiskiem, to robi się nieciekawie… Na widok rowerzysty ktoś wpada na świetny pomysł, by pobawić się w grę pt. „jadę na czołówkę, komu pierwszemu puszczą nerwy”. Widzisz pojazd jadący wprost na ciebie, a im jest bliżej, tym wyraźniej dostrzegasz w środku rozbawione twarze pięciu kolesi…

Między innymi z myślą o takich spotkaniach  Janek w pewnym momencie zaczął wozić w kieszeni kamienie. Ostrzegawczy rzut w kierunku nadjeżdżającego na czołówkę Merca to jedyny sposób na tamtejsze zwyczaje drogowe…

 

6. Kierownica raz z prawej, raz z lewej

Był w Polsce pewien kierowca, który po latach procesów wywalczył prawo do zarejestrowania w naszym kraju swojego „anglika” z kierownicą po prawej stronie. Wolności obywatelskie i swoboda przemieszczania dóbr zwyciężyły. Cóż, ja jednak nie mam entuzjazmu dla takich pomysłów.

Wyobraźmy sobie: górska droga, serpentyny, wychylasz się zza zakrętu i wpadasz wprost na kierowcę, który ma kierownicę z drugiej strony i… ścina ten zakręt, bo jakoś tak mu wygodnie. Zresztą nie trzeba sobie tego wyobrażać, zapraszam do Kirgistanu. Ta postsowiecka republika to raj dla wszystkich wyznawców niewidzialnej ręki rynku, prywatyzacji i minimalnej ingerencji państwa w życie obywateli. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, jak ściągniesz złom z zachodu, to kierownicę masz po lewej, a jak z Japonii, to po prawej. Proste.

autko

 

7. Na krechę przez step

Jedziemy do Kazachstanu. Droga na stepie bywa pojęciem umownym. Ta „oficjalna” czasem jest w tak złym stanie, że kierowcom ciężarówek wygodniej jest jechać „na krechę” gdzieś obok.

„To tylko step”, mówili.

kazachstan-ciezarowki-droga-przez-step

Nieco inne podejście do sprawy mają Islandczycy, dla których to nie jest „tylko” kawał nudnego pustkowia, ale drogocenny krajobraz, który należy chronić. Za zjeżdżanie z drogi grozi nie tylko wysoka kara – pewna chińska wycieczka musiała po sobie… posprzątać i zatrzeć pozostawione przez koła ślady!

 

8. Klakson przede wszystkim!

Z tymi klaksonami jest jak z płaczem dziecka. Na początku w uszach dudni jeden wielki zlewający się hałas. Dopiero po pewnym czasie zaczyna się zauważać, że istnieje wiele rodzajów trąbienia, i za pomocą sygnałów dźwiękowych kierowcy przekazują otoczeniu różne komunikaty. Okazuje się, że trąbić można ostrzegawczo – na przykład gdy wyjeżdża się zza ślepego zakrętu, albo gdy w środku nocy pędzi się autobusem przez wioskę, i trąbi się na wszelki wypadek, by wszyscy wiedzieli, że jedzie autobus i trzeba uważać. Można też trąbić przepędzająco, komunikując innym uczestnikom ruchu, by spadali z drogi. Za pomocą klaksonu można też w jakiejś sytuacji drogowej wynegocjować sobie pierwszeństwo.  Istnieje też typ trąbienia, którego intencją jest przesuwanie przedmiotów – na przykład pociągłe trąbienie na stojące w korku samochody. Ten ostatni sposób nigdy nie działa, co jednak nikomu nie przeszkadza w podejmowaniu kolejnych prób.

Aż dziw, że w takim ogólnym hałasie te komunikaty faktycznie działają. A ogólny hałas rozsadzający głowę? Przeszkadzał chyba tylko nam: gdy zatykaliśmy uszy, Chińczycy czy Wietnamczycy drwiąco się z nas śmiali. Delikatni ci turyści!

Na klaksony mieliśmy tylko jeden sposób:


 

9. Relaks w każdych warunkach

Podczas gdy nam od hałasu pękała głowa, innym zdawało się to nie przeszkadzać ani trochę.

relaks-chamak

 

10. Rzeki skuterów, które rządzą się swoimi prawami

Nasz wjazd do Hanoi był traumatyczny – tamtejsze zwyczaje drogowe były dla nas sporym szokiem. Nigdy nie jechaliśmy w takiej wielkiej rzece skuterów. Hałas, smród spalin i nieodparte wrażenie chaosu. Jak to się dzieje, że na tych ulicach jakimś cudem nie dochodzi co chwilę do karamboli? Okazuje się, że te potoki skuterów rządzą się swoimi prawami i obowiązują w nich inne zasady. W niesamowity sposób łączą się, dzielą i płynnie przetasowują na tłocznych skrzyżowaniach. Magia! Zrozumieć to – i przetrwać – mogliśmy tylko poprzez dobrą obserwację otoczenia i zachowywanie się dokładnie tak, jak robią to inni.

hanoi-miasto-skuterow

 

11. Przechodzenie przez ulicę level hard

Po zejściu z roweru nie jest lepiej. Jesteś pieszym w wielkim mieście, a w zasięgu wzroku nie ma żadnego przejścia z sygnalizacją świetlną? Na pierwszy rzut oka masz przerypane. Ale wystarczy popatrzeć, jak robią to miejscowi. My zaobserwowaliśmy i przyswoiliśmy dwie szczególne metody:

Metoda pierwsza – na Gandalfa: wchodzisz pewnym krokiem na przejście, unosisz rękę, zatrzymujesz sznur samochodów, kontynuujesz przechodzenie na drugą stronę. Pierwszy raz jest traumatyczny. Działa, ale tylko na smochody. Testowaliśmy to kilka lat temu w Indonezji.

Metoda druga – polecana w krajach zdominowanych przez skutery, np. w Wietnamie: aby przejść przez rzekę skuterów trzeba po prostu w tę rzekę… wejść! Skutery nie zatrzymają się, tylko będą cię objeżdżać z przodu i z tyłu. Pewnym krokiem kontynuujesz przechodzenie na drugą stronę ulicy. Wymagane mocne nerwy i duuużo zaufania.

Jedno jest pewne: do tego sportu trzeba mieć więcej sprytu, refleksu i cierpliwości niż Janek. Zobaczcie 2 minutę i 50 sekundę tego filmu. Padło tutaj dużo słów na k…

 

12. Profilaktyka bezpieczeństwa – bez cenzury

Kampanie społeczne na rzecz poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym w Azji przybierają szokujące formy. Bez owijania w bawełnę. Na plakatach można obejrzeć zdjęcia przedstawiające tragiczne skutki wypadków. rozmaślone głowy, kończyny powkręcane w koła… A gdy na zdjęciu jest zbyt mało krwi, zawsze można dodać trochę czerwieni w programie graficznym…

kampanie-bezpieczenstwo

Niestety, jest przed czym ostrzegać. Nieprzestrzeganie przepisów, brawura, głupota, czasem po prostu chwila nie uwagi… Kilka lat temu w Indonezji młody chłopaczek, który kierował naszym bemo, staranował (na szczęście niegroźnie) skuterzystę. W Laosie co kilkadziesiąt kilometrów białe kontury na asfalcie znaczyły miejsca wypadków. Niestety jeden wypadek w Kambodży, którego byliśmy świadkami, skończył się tragicznie.

 

laos-slady-na-asfalcie

 

13. Chińskie miasta to raj dla rowerzystów

Wiele się mówi o smogu zatruwającym chińskie miasta. Chińczycy masowo przesiadają się do aut. Ale nie oznacza to, że rowery odchodzą do lamusa (choć coraz częściej są to rowery… elektryczne). Takiej infrastruktury rowerowej, jaką widzieliśmy w chińskim Chengdu czy Kunming, naprawdę można pozazdrościć.

chiny-rowerowe-miasta

14. Betonowo-asfaltowa modernizacja

O ile w centrach wielkich chińskich miast piesi i rowerzyści mają wydzieloną dla siebie przestrzeń, o tyle na prowincji bywa z tym różnie. Modernizacja? Jak kraj długi i szeroki, powstają imponujące rozmachem inwestycje drogowe, leją się metry sześcienne betonu i asfaltu. Niestety, nowe drogi często przecinają wioski na pół, a projektanci pomijają potrzeby niezmotoryzowanych mieszkańców, którym pozostaje przemykanie poboczem nowowybudowanej autostrady.

Ujgurom w prowincji Sinciang, mieszkającym przy granicy z Kazachstanem, autostrada odcięła dostęp do terenów wypasu owiec, a przecież zwierzaki jeść muszą. Kierowcy byli cierpliwi i pełni zrozumienia, w przeciwieństwie do chińskiej policji. Na marginesie, równie popularnym zwyczajem drogowym w zachodnich prowincjach Chin jest wypasanie przy autostradzie koni…

autostrada-zwierzeta

chiny-dzieciaki-poboczem-na-autostradzie

 

15. Priorytet na drodze: dzieci są najważniejsze

Na szczęście w Chinach droga do szkoły nie zawsze wygląda tak, jak na powyższym obrazku. W pewnej wiosce w ciekawy sposób zadbano o bezpieczny powrót dzieci ze szkoły do domu:

chiny-dziecki-pan-znak

Tutaj wyjątkowo nikt nie trąbił!

 

16. Zero pustych przebiegów

Fantazyjnie objuczone skuterki to fotograficzny klasyk z azjatyckich podróży.


 

My też wypatrzyliśmy kilka ciekawych patentów. Sztukę optymalnego załadunku opanowali chińscy producenci ciężarówek…

chiny-dziwna-ciezarowka

chiny-ciezarowka-stacking

 

… i kambodżańscy obwoźni sprzedawcy koszyków. Za takim motorkiem jadącym ze stałą prędkością pod 30 km/h, można się było schować i bez wysiłku jechać „na kole”

kambodza-przewoz-koszykow

17. Bez silnika ani rusz

Człowiek jest istotą z natury leniwą. Jeśli można coś zrobić wygodniej, minimalnym nakładem sił, to po co się męczyć? W gorącym klimacie nawet brak ruchu jest uciążliwy, więc po co łazić pieszo te kilkadziesiąt metrów z domu do sklepu? Na skuterku owiewa cię przecież przyjemny wiaterek…

Masowa przesiadka na pojazdy silnikowe to oczywiście efekt postępu i bogacenia się społeczeństw, ale często także – reakcja na wycofywanie się państwa z dbałości o publiczny transport: np. w Kirgistanie publiczna komunikacja niemalże przestała istnieć, a dwumilionowa stolica Kambodży – Phnom Penh – nie ma w ogóle transportu zbiorowego. Przynosi to łatwe do przewidzenia konsekwencje: zanieczyszczone powietrze i zawłaszczanie przestrzeni. W Phnom Penh szaleństwo parkowania obejmuje każdą wolny fragment ulicy i chodnika:

kambodza-chodnik

Niedziela. Malezja wraca z Cameron Highlands.

 

i wreszcie…

 

18. Niecierpliwość, która doprowadziła do najbardziej kuriozalnej sytuacji drogowej, którą kiedykolwiek widzieliśmy!

Działo się to gdzieś w południowych Chinach. Powoli wspinaliśmy się dużą krajową drogą pod przełęcz, ciężarówki i auta wyprzedzały nas jedno za drugim. Aż w pewnym momencie napotkaliśmy korek. Co się stało? Ruszyliśmy powoli wzdłuż korka, rozpoznając te same ciężarówki, które godzinę temu dziarsko nas wyprzedzały pod górę. Ze zdziwieniem obserwowaliśmy, że niektóre ciężarówki stoją, że tak powiem, przeciwnie do kierunku ruchu… Z każdym kilometrem narastał w nas niepokój: jakie to tragiczne wydarzenie napotkamy za chwilę gdzieś tam na górze? Wielki karambol, eksplozja cysterny, a może katastrofalne w skutkach osunięcie ziemi? Nic z tego! Gdy po niemal dwudziestu kilometrach dojechaliśmy do końca korka i wspięliśmy się na górę, wszystko stało się jasne.

chiny-mega-korek-gory

Nie było żadnego wypadku ani żadnej katastrofy!

Duża droga krajowa została skutecznie zatkana wskutek kuriozalnego spiętrzenia chyba wszystkich przywar chińskich kierowców

A przede wszystkim – z powodu niecierpliwości.

Odtwórzmy przebieg zdarzenia. Najpewniej zaczęło się bardzo prozaicznie: jakiś niecierpliwy kierowca próbował kogoś wyprzedzić lub wyminąć jakąś przeszkodę. Pech w tym, że jadące z naprzeciwka auto też właśnie robiło to samo. Pojazdy spotkały się naprzeciw siebie, zahamowały. Wtedy zahamowały kolejne pojazdy. Parę chwil później kierowcy jadący na końcu ogonka, zniecierpliwieni, zaczęli całą tę kolumnę wyprzedzać… Skończyło się tak, jak na powyższym obrazku. Przybyli na miejsce policjanci bezskutecznie próbowali rozładować korek – dojeżdżający kierowcy ignorowali ich sygnały, i zamiast ustawić się grzecznie w kolejce, nadal próbowali na trzeciego ominąć inne pojazdy, dalej dopychając zator. Na szczęście nam, na jednośladach, slalomem udało się przecisnąć. Gdy patrzyliśmy z przełęczy na dziejącą się na dole walkę, wyglądało to całkiem zabawnie.

 

A tutaj mała próbka tego, jak według naszego ulubionego źródła zabawnych historyjek z Chin, mogą wyglądać korki:

 

 

Spodobał Ci się ten wpis? Podaj dalej na FB!

A Wy? Z jakimi dziwnymi zjawiskami drogowymi spotkaliście się w Waszych podróżach?

18 odpowiedzi do “18 dziwnych zwyczajów drogowych. Niektórych nigdy nie zrozumiem.”

      1. No i sam sobie odpiszę, ale coś na stronie nie działa i nie da się odpisać na posta Paweł Prędki, po prostu przerzuca niżej 🙁

    1. Jakoś pocieszać się trzeba, ale fakt jedynym takim na 100% dobrym pocieszeniem dla rowerzystów w Polsce są „białe” drogi równoległe do krajówek. W Kirgistanie jak kraj długi i szeroki jedna M41 z dobrym asfaltem, więc jak ktoś w miarę szybko potrzebuje przedostać się z punktu A do B to nie ma zmiłuj…

  1. Tak, kto nie pojeździł po Azji czy Ameryce Południowej nie wie co to znaczy kiepski asfalt. Pamiętam skutery i klaksony w Wietnamie, wydawało nam się, że oni wręcz jakieś rozmowy prowadzą poprzez klakson. Pierwszy dzień w Hanoi to był szok 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.