Oznakowana ścieżka rowerowa? Brzmi koszmiarnie nudno, ale nie w Izraelu! Israel Bike Trail to kilkaset kilometrów trasy przez środek pustyni Negew. Po drodze: zaledwie kilka źródeł wody, mnóstwo single tracków, pionowych ścian, ale też kilka nie-rowerowych niespodzianek. Na tak małej przestrzeni nie sposób uciec od terenów wojskowych, tajemniczych ośrodków „badawczych” i wszechobecnej geopolityki.
Israel Bike Trail – ale co to, gdzie to?
Wszystko zaczęło się od słynnego, pieszego Izraelskiego Szlaku Narodowego, który ciągnie się przez 1100 km przecinając cały kraj: od zielonych Wzgórz Golan na północy po suchą jak pieprz pustynię Negew na południu (jeśli rozważacie przejście tego szlaku pieszo, zajrzyjcie do Łukasza Supergana).
Gdy do Izraela z pełną siłą dotarła moda na kolarstwo MTB, zorganizowano ultra wyścig Holyland Challenge, również biegnący podobnie jak szlak pieszy – z północy na południe kraju ale oczywiście omijający drabinki i wspinaczkowe fragmenty. Oto mapa wyścigu:
Ciekawostka: izraelski kolarz Hanoch Redlich przejechał całą tę trasę w 6 dni i 10 godzin (źródło)!
Szybko dostrzeżono potencjał tego typu tras i śladem wyścigu zaczęto wytyczać oficjalny szlak. Dziś pustynny odcinek trasy przez Negew od Eilat do Mitspe Ramon jest już oficjalnym, oznakowanym szlakiem rowerowym Israel Bike Trail, z którym może zmierzyć się każdy.
Szlak z roku na rok jest rozbudowywany. Poza tym oczywiście mamy do dyspozycji plątaninę innych dróg – pieszych czy dla aut terenowych, oraz mniej oficjalnych wydeptanych ścieżek, również na terytoriach palestyńskich.
Wrażenia z jazdy
No dobra, ale jak po tym się jedzie? Wymagająco, technicznie, wyczerpująco, ale przede wszystkim – ciekawie. Uwaga, to nie jest dobry pomysł na pierwszą rowerową wyprawę! IBT potrafi podnieść nam tętno do granicy możlilwości. Ba, robi to regularnie. Jednak sedno całej zabawy to techniczne single tracki (zobaczcie ten kosmiczny podjazd na filmie!), dynamicznie zmieniające się krajobrazy i ciągła nawigacja w plątaninie wąskich ścieżek, lawirujących w labiryncie górskich dolin.
Trasę najlepiej pokonywać z północy na południe, dobrze widać wtedy znaki, a kąty podjazdów są najprzyjemniejsze. Ja nie ułatwiłem sobie zadania i jechałem z lotniska Ovda niedaleko Morza Czerwonego, w przeciwnym kierunku w stronę Palestyny.
Israel Bike Trail – najtrudniejszy moment
Zdecydowanie najcięższy był dla mnie trawers z zachodniej części Negew (Mitspe Ramon) na wschód w stronę Morza Martwego i Pustyni Judzkiej. Odcinek liczy niemal 100 km bez źródła wody. Ale nie sama woda była wyzwaniem. Wyobraźcie sobie taką scenkę: wąską górską ścieżkę, po której prowadzi mój szlak, porwała lawina kamieni. Problem w tym, że jeszcze o tym nie wiem i do późnego wieczora, w świetle czołówki, uparcie próbuję znaleźć drogę. W końcu decyduję się spróbować przejechać (lub raczej przejść) dnem doliny. Spuszczam rower z półtorametrowej ściany i niemal wypada mi on z rąk, co oznaczałoby, że poleciałby jeszcze parę metrów w dół i roztrzaskał się o kamienie na dnie wadi.
W końcu udaje się zejść, brnę dalej w dolinę, aby przekonać się, że jest ona kompletnie zalana przez zieloną głęboką breję stojącej, śmierdzącej wody. Załamka i mozolne wycofywanie się do punktu startowego. Ostatecznie drugiego dnia rano udaje mi się znaleźć piekielnie stromą, lecz przejezdną ścieżkę dla jeepów, która prowadzi górą i omija to miejsce. Uff. Nie trzeba się jednak zrażać, południowy odcinek trasy od Mitspe Ramon aż do Eilat jest idealnie oznakowany i utrzymany, więc nie będziecie mieli tam tego typu przygód.
Woda
Negev po hebrajsku znaczy „suchy”. Południowy fragment pustyni w okolicach Eilat to najsuchsze miejsce w Izraelu. W ciągu roku nie spada tutaj więcej niż 2,5 cm słupa wody. W Polsce notujemy takie opady w ciągu jednego wiosennego miesiąca. Wycieczkę zacząłem w połowie listopada, gdy w Polsce na dobre rozkręcała się już zima. Tymczasem na pustyni pierwsze dni minęły pod znakiem potężnych wiatrów z północy i odczuwalnych temperatur nie wyższych niż dwadzieścia kilka stopni – czyli bez problemu. Jednak w kolejnych dniach wiatr ustał, wjechałem wgłąb góskich dolin, a w słońcu było już regularnie ok. 35 stopni. Rekord padł niedaleko Jerozolimy na Pustyni Judzkiej: rowerowy licznik zanotował okrągłe 40 stopni w pełnym słońcu, a była to przecież końcówka listopada! Krótko mówiąc: na Negew zawsze bierzcie więcej wody, niż planujecie wypić.
50 kilometrów pomiędzy Zukim a Mitspe Ramon pokonywałem w środku dnia, przy zerowym wietrze i morderczym słońcu. Wypiłem rekordowe cztery i pół litra (nie byłem w stanie praktycznie nic zjeść), a ścieżka nie chciała się skończyć. Pierwszy raz w życiu zatankowałem awaryjnie własne siku do butelki, schowałem się w cieniu drzewa i czekałem na wieczór, bo organizm przestał współpracować. Jak się okazało niepotrzebnie, bo dosłownie kilka kilometrów od tego miejsca była już lepsza droga i kemping, z którego przywędrowała do mnie na lekko para trekkerów i poratowała paroma łykami coli.
Po tej przygodzie było już tylko lepiej, organizm przyzwyczaił się do upałów. Lekcja na dziś: lepiej nie cisnąć od razu z samego lotniska, ale dać sobie przynajmniej jeden dzień na aklimatyzację.
Magiczne pustynne noclegi (nie zawsze ciche…)
Pół tysiąca kilometrów pustyni, a po drodze zaledwie kilka małych izraelskich miasteczek. Kiedyś mieszkali tu Beduini, ale z ich tradycyjnymi osadami pośrodku niczego walczy państwo Izrael i przesiedla ich sukcesywnie w inne miejsca. Efekt jest taki, że przez 100 kilometrów możemy nie spotkać tutaj żywego ducha. Czyli podczas długich zimowych nocy będzie można cieszyć się absolutną ciszą, tak?
Owszem, chyba że tak jak ja traficie na manewry izraelskiego lotnictwa. Huk myśliwców przelatujących na niskim pułapie z wielokrotnością prędkości dźwięku jest nie do opisania słowami. Gdy pierwszy raz to usłyszałem, leżąc po zmroku w namiocie, mało nie dostałem zawału (posłuchajcie w filmie). Na szczęście ponaddźwiękowe loty kończą się zgodnie z ciszą nocną, punkt 22.
Cóż, Izrael bardzo mocno pracuje nad wizerunkiem turystycznego państwa (#visitisrael). Kusi kurortami w Eilat, życiem nocnym Tel Aviwu, a dla trekkerów i rowerzystów wyznacza niezliczone ścieżki na Negew. Na tak małej przestrzeni nie sposób jednak uciec od geopolityki: nie zauważyć, że trwa tutaj cały czas okupacja Palestyny, a państwo jest okrążone wrogimi krajami arabskimi. Negew to dla Izraela przede wszystkim ogromny poligon wojskowy. Większego pecha możecie mieć, gdy traficie na manewry wojsk lądowych, jak Marcin Korzonek przemierzający Negew fatbajkiem kilka tygodni przede mną.
Wojsko
Służba wojskowa to integralna część życia każdego obywatela. Typowy obrazek jaki widywałem pod co drugim sklepem: nastoletnie dziewczyny palą papierosy i malują sobie paznokcie. Ubrane są w mundury, obok stoi zaparkowany opancerzony Hummer, a każda z nich ma przy pasie metrowy ręczny karabin maszynowy (nomen omen nazywa się on: Negev). W Izraelu przygoda z wojskiem nie kończy się bynajmniej po obowiązkowej dwu i pół rocznej służbie. Zdarza się, że obywatele wzywani są co jakiś czas na weekendowe ćwczenia. Taką anegdotkę opowiedział mi z kolei mój host na Warmshowers w Jerozolimie:
Jak się przygotować na Israel Bike Trail?
Izrael to chyba największy turystyczny hit tej zimy w Polsce. Lata tam Ryanair, Wizzair, lata także nasz rodzimy LOT. Bilety kosztują grosze. Gorąco polecam zmierzyć się z tym krajem rowerowo, ale musicie pamiętać o paru rzeczach.
Po pierwsze, jeśli lądujecie na lotnisku Ovda , to lądujecie pośrodku niczego. Jest tam tylko kantor, nie ma nawet bankomatu. Jeśli chcemy zacząć jechać od razu i uniknąć 60-kilometrowej wycieczki do Eilat taksówką czy busem, musimy być na to przygotowani. Warto spakować choćby niewielką ilość jedzenia i picia z Polski. Po złożeniu roweru pozostaje pytanie: co z kartonem? Część obsługi lotniska Ovda jest niesamowicie pomocna i miła. Mi udało się przechować pudło na terenie lotniska na trzy tygodnie, ale niekoniecznie musicie mieć tyle szczęścia. W drodze powrotnej do Polski trafiłem na ekipę straszliwych służbistów, którzy przez godzinę nie chcieli wydać mi mojego kartonu, przez co o mało nie spóźniłem się na lot…
Logistyka. Szlak owszem, jest oznakowany, ale poświęćcie czas i jeszcze w domu przeanalizujcie mapy, z uwzględnieniem przewyższeń, ślady GPS i zdjęcia satelitarne. Zainstalujcie w telefonach aplikacje pomagające w nawigacji. Przydadzą się. Zasięg komórkowy jest prawie wszędzie (z wyjątkiem głębokich dolin). Kilka razy nawigację ułatwiła mi szybka SMSowa konsultacja z żoną, która zdalnie wysyłała podpowiedzi dotyczące trasy. Sprawdźcie, gdzie są miasteczka i kibuce, w których będziecie mogli zaopatrzyć się w wodę i policzcie, czy dacie radę przejechać między kolejnymi tankowaniami.
Przyda się doświadczenie. To nie jest przygoda na pierwszą rowerową wycieczkę, chyba, że lubicie skakać na głęboką wodę. To trasa wymagająca dobrej kondycji, ale przede wszystkim musicie lubić strome podjazdy, upały, krew, pot i łzy, bo inaczej będziecie się męczyć.
IBT + bikepacking = TAK
Przede wszystkim: jedźcie na lekko! To nie jest także najlepsza trasa na wycieczkę rowerową… z sakwami. Najlepiej sprawdzi się zestaw bikepackingowy, dlatego problem mogą mieć osoby lubiące zabrać ze sobą duży zapas ciuchów na zmianę plus kolekcję gadżetów. Sam z bólem serca zostawiłem ukochanego Nikona D700 i wziąłem 300-gramowy kompaktowy aparacik. Do tego ultra lekki jednoosobowy namiot i minimalistyczny zestaw sprzętu. Wszystko upakowane w lekkie bikepackingowe torby (ok. 40 litrów łącznej pojemności) zamiast tradycyjnych sakw. Ciężko będzie się cieszyć Israel Bike Trail jeśli nie spakujecie się w podobny sposób. Trasa ma sporo wymagających podjazdów, jest dość trudna technicznie, a rower z sakwami wystającymi na boki może się nie zmieścić na wąskich single trackach.
No i amortyzacja! Nawet nie myślcie o tym, by jechać na sztywno. Minimum to amortyzator z przodu, ale jeśli macie rower full suspension, to tym lepiej, Wasz tyłek będzie z pewnością zadowolony.
Jak najłatwiej sprawdzić, czy jesteście gotowi na rowerową przygodę na Negew? Sprawdźcie czy możecie bez trudu podnieść rower z całym bagażem, z zapasem kilku litrów wody i przerzucić to wszystko przez jakąś powiedzmy metrową przeszkodę. Jeśli tak, dacie radę. Miłej zabawy!
No jestem pełen podziwu i szczerze mówiąc sam bym się wybrał na taki trip. Nie martwiła Cie wyprawa w pojedynkę? Upały – możliwość udaru lub głupiego wywalenia się na kamieniach z jakimiś opłakanymi skutkami. Druga rzecz – co w przypadku gdy padnie Ci jakaś część w rowerze, np. tylna piasta lub suport – jak wspomniałeś w tekście po drodze kilka wiosek i więc dostęp do części prawie niemożliwy . Chyba, że zabierałeś takie elementy ze sobą? Możesz podać w przybliżeniu całościowy koszt takiej wyprawy?
P.S. Foty mimo że z kompaktu robią wrażenie – olej Nikona 😛
Cześć,
Na IBT nie ma wielkiego stresu z jazdą w pojedynkę. Zasięg komórkowy jest raczej wszędzie. Czasem w głębokich dolinach trzeba wspiąć się na górę. Choć oczywiście nie polecam tej trasy komuś, kto dopiero zaczyna jeździć na rowerze MTB 🙂 W przypadku awarii można ratować się w Eilat, Beer Szewie, Arad, czy Jerozolimie. Odległości nie są tam aż takie straszne. Kwestia dopchania się do większej drogi i złapania podwózki jeepem. Brać piasty i support? Nigdy w życiu! Tam naprawdę najlepiej jechać na lekko. Piasty miałem akurat nowe, na pewno dobrze gruntownie je wyserwisować przed.
Koszty samego IBT trudno oszacować, byłem potem jeszcze w Palestynie i Jordanie, ale sam bilet jest nawet za ok. 150 zł. Jedzienie jest oczywiście 2-3 razy droższe niż w Polsce. Raz przespałem się w hostelu Mitspe Ramon – 300zł, standardowa cena w Izraelu (niestety). No ale na takiej trasie i tak 90% spędzamy na rowerze lub w namiocie, więc to aż tak nie boli.
Olej dobry aprat? Nie! 🙂 Wyciągnięcie czegokolwiek ze zdjęć z kompaktu kosztowało nas duuużo zabawy Lightroomem. To chyba największy ból na tym szlaku. Przy takich kątach podjazdów każdy kilogram się liczy 🙁
pozdr,
Janek.
zajebista przygoda!
Czy dobrze widzę, że jechałeś na tym samym Treku, który przejechał drogę do Australii?
Tak, to dalej ta sama 14-letnia rama. No nie chce się połamać 😉 Izraelczycy na fullach, samo-chowających się sztycach na zjazdach i karbonach, byli w ciężkim szoku, że ktoś jeszcze na czymś takim jeździ. Ale przed tym wyjazdem sprezentowałem jej lekkie i szerokie opony i wymieniłem piasty na maszynowe Novateci. I znów dała radę 😉
Nie mijałem Cię ok 2 grudnia niedaleko lotniska OVDA? Ja jechałem na białym rowerze załadowany sakwami.
Haha, wszystko się zgadza. To był jedyny moment na tej trasie, gdy miałem asfalt + wiatr w plecy + mocno z górki i pędziłem do Ovdy, żeby zdążyć wszystko spakować. Jak się okazało niepotrzebnie, bo przez 30 min nie chcieli mnie i paru innych osób wpuścić w ogóle do środka, a potem w nieskończoność debatowali, czy mogą mi wydać pudło… Trochę stresu miałem z tym lotem, ale się udało 🙂
Wielki szacunek za podejście do trasy rowerowej na takim suchym terenie! Z drugiej strony widoki naprawdę magiczne 🙂
Jetsem pełen podziwu. Fantastyczna przygoda 🙂
Świetny klimat. My mieliśmy jedynie namiastkę tego w Czerwonym Kanionie – https://powroty.do/izrael/czerwony-kanion-najlepsza-atrakcja-eilatu , a i tak te kilka godzin spaceru świetnie się teraz wspomina.
Czy w nocy nie było zimno, w namiocie na pustyni?
ja się solo wybieram a najbliższą środę 18.10.18 na osiem dni i mam namiot samorozkładajacy sie Quech….ale nie zamierzam pokonywać całej trasy, raczej będę krążył w zasięgu wody. Najdłużej zechcę być w okolicach Morza Martwego i Qumran. Taka pielgrzymka mindfulness. Trochę martwię się o źródła prądu do ładowarki. jeśli ktoś ma jakąś podpowiedź to proszę 518757231.
W październiku nie powinno być źle, ja byłem w listopadzie i parę nocy spałem bez tropiku, choć miałem dość ciepły śpiwór z 450 gramów puchu, w którym da się spać przy lekkim mrozie. Na Negev śpiwór bardziej robił za kołdrę, chłodno bywało nad ranem – raczej ze względu na wiatr. Niektórzy to w ogóle tam namiotów nie biorą 🙂
Chciałbym pojechać na taką wycieczkę w innym kraju.