Za dwa dni stukną nam trzy miesiące w podróży. Trochę stęskniliśmy się za rodziną, znajomymi, Polską. Gdybyśmy cały ten czas spędzili biwakując samotnie, albo kupując sobie gościnę w hostelach, pewnie bardzo chcielibyśmy już wracać. Na szczęście dla naszej podróży, wygląda to zupełnie inaczej, a już na pewno w Uzbekistanie.
Ten kraj naładował nam baterie pozytywnej energii do pełna, a dokładniej zrobili to jego fantastyczni mieszkańcy, których wspominać będziemy jeszcze długo. A wszystko zaczęło się kiepsko, przy granicy z Kazachstanem. Im dalej na wschód, tym bardziej Uzbekistan zaczął zdobywać nasze serca. Najważniejszym momentem, było spotkanie z Nematem, który w środku nocy, na środku pustyni zagadał nas przy drodze i podwiózł ciężarówką do Buchary. Szybko okazało się, że było to dużo więcej, niż zwykła podwózka na stopa.
Nemat zabrał nas do siebie do domu, gdzie mieszkał razem z siostrą i szwagrem. Spędziliśmy z nimi dwa dni, podczas których mogliśmy poczuć się jak u siebie w domu. Tak się teraz zastanawiam, dlaczego ci ludzie w ogóle byli dla nas tacy mili?! Mnóstwo razy nocowaliśmy już w różnych domach. Czasem czuć było, że jest to gościna „tradycyjna”, z pobudek religijnych, albo gospodarz chce się po prostu popisać. Tutaj? Nic z tych rzeczy! Dużo pomaga rosyjski, dzięki któremu w całej Azji Centralnej można złapać z ludźmi świetny kontakt. Ludźmi, którzy nie tworzą absolutnie żadnych barier. Potraktują cię jak członka własnej rodziny, zabiorą na miasto, opowiedzą co u nich słychać i wypytają o twoje plany. Ot tak, a przecież byliśmy zupełnie przypadkowymi brudasami zgarniętymi z drogi, znali nas kilka godzin.

W Uzbekistanie mieliśmy jeszcze jeden taki super moment. Zupełnie z zaskoczenia, na bazarze w miejscowości Guzar, na wschodzie kraju. Bazar jak to bazar, centrum życia każdego małego miasteczka – to z tego miejsca pochodzi fotka ze wstępu. Na początek wymieniamy kolejne kilka dolarów na somy. Tradycyjnie, jedni panowie z siatami chcą nam zaniżyć kurs, inni zaokrąglają sobie kreatywnie kwotę.
W końcu wymieniamy kasę, Mażna rusza na owocowo-warzywne łowy, a ja siedzę sobie przy jednym ze straganów i pilnuję rowerów. Jak zwykle czuję na sobie wzrok kilkudziesięciu sprzedawców, ale w końcu ktoś decyduje się podejść i rzucić tradycyjne „Atkuda? Kuda? Skolka lat? Mąż i żena? Skolka kilometer? Wsio na velocipedzie???” itd. Za chwilę wpada kumpel jednego z niezbyt uczciwych „wymieniaczy” pieniędzy. Chyba złapały go wyrzuty sumienia, bo wręcza mi siatę produktów, w ramach „podarku”.
Z minuty na minutę, podchodzą kolejne osoby, i kolejne, i kolejne… Zagadują, wręczają następne siaty. Wpada Mażna, z jedną małą siateczką, a ja mam już pokaźną stertę. „Spasiba, spasiba! Nie mam już gdzie tego wcisnąć”. Po czym gość przynosi siedmiokilogramowego arbuza… Rozglądam się naokoło. Przy stoiskach już prawie nikt nie stoi, wszyscy chcą z nami pogadać i dorzucić kolejne gratisy na drogę. Próbuję podzielić się tym co dostałem i tym co mamy. Oczywiście wszyscy odmawiają, ale w końcu dzieciaki pomagają nam trochę z arbuzem.
Nie mam dobrego słowa na opisanie wszystkich tych niesamowitych momentów w Uzbekistanie – wzruszenie? Takie totalne wewnętrzne WOW. Podobnych chwil po drodze przeżyliśmy wiele, oj wiele. Nie doświadczą ich ci, którzy skaczą – z przewodnikiem Lonely Planet w ręku – od jednego hostelu do drugiego. Zdecydowanie warto, bardzo, bardzo warto pojechać do tego kraju i po prostu się po nim pokręcić na własną rękę, nie tylko „zaliczyć” Samarkandę, Bucharę, czy Chiwę. Postaramy się was jeszcze do tego zachęcić, może skrobnąć jakiś mały praktyczny przewodnik. W Uzbekistanie nie brakuje absurdów, policja bywa hmm.. dziwna, ale ludzie… ludzie są po prostu kochani, uprzejmi, pogodni, uśmiechnięci, chyba najbardziej sympatyczni z tych, których poznaliśmy już w drodze.


PS. A jak do Uzbekistanu nie przekonają was ludzie, to niedługo wrzucimy trochę krajobrazów. Góry na wschodzie, na mapie wyglądały niepozornie, ale tylko na mapie!
Tak sobie myślę, że gdybyście wyjechali i nie pisali tego bloga to byście byli najzwyklejszymi świniami i samolubami. Na szczęście Wam się chce! 🙂
PS
Wróćcie kiedyś (nie za szybko, bo nie odzwyczaję się od czytania 😉 )
Piszemy, piszemy. Po takim komentarzu, od razu czuje się większy sens w pisaniu. W Pamirze może być krucho z wpisami, ale ponoć z super karty sim „megafon”, nawet tam da się wycisnąć Internet, sprawdzimy 😉
No to trzymam za Was kciuki. Z resztą jestem pewny, że nie tylko ja. 🙂
Świetny wpis. Ja też mam w planie Uzbekistan i resztę Centralnej Azji. Po lekturze Hopkirka i Kiplinga coś strasznie mnie ciągnie w tamte rejony. Zacznę sobie czytać Wasz blog no i czekam z niecierpliwością na te fotki z Uzbekistanu 🙂 Pozdrawiam!
Dopiero co odkryłam Waszego bloga i przepadłam- skowyt duszy, też tak chcę, ale samej się boję 🙁 I właśnie z tego strachu zaczynam od hosteli- nie negujcie tego, dla mnie to jakiś początek, potem zobaczymy…
Wszystko w swoim czasie 🙂 Choć czasem w przełamaniu się pomaga skok na głęboką wodę – nam to wyszło na dobre. A czasem po prostu wystarczy dać sobie pomóc. Przypomnij sobie, czy zdarzyło Ci się odrzucić taką okazję – ze strachu, albo zakładając, że i „tak sama sobie poradzę” 🙂
to tak jak ja, zaczytuję się bez reszty i odpływam w marzeniach takiej podróży, w możliwości poznania takich ludzi jak w Uzbekistanie; dopiero zaczynam swoją przygodę z rowerem, mam nadz że może kiedyś… na razie plan podróży po Polsce;
dzieki Waszej relacji wierzę w to że marzenia się spełniają!
Goście Drodzy, jestem obywatelka Uzbekistanu i bardzo dziekuje za te opowieści, za te Wasi wrazenia. Bardzo jest mi przyjemnie czytac o swoim kraju. Pozdrawiam, Alya.Uzb
Hej! My też dziękujemy za ciepłe słowa! Fajnie, że pozytywny przekaz zatacza krąg i wraca do Uzbekistanu!