Zabieramy was w podróż przez niekończące się lasy, setki poplątanych górskich dolin i przełęczy. Czasami przez dziesiątki kilometrów nie spotkacie ani jednej ludzkiej osady. A wszystko to z dramatycznymi wojennymi historiami i bogatą kulturą Łemków w tle. Beskid Niski jest wyjątkowym miejscem na mapie, nie wahamy się tego napisać, Europy.
W Beskid Niski jedziemy rowerami. Już za chwilę, już za moment wciśniemy na pedały, ale na rozgrzewkę krótki film:
Nasza beskidzka baza wypadowa to Gorlice. Niedaleko Nowego Sącza, Krynicy Zdroju, Jasła, Nowego Żmigrodu, Dukli. I to by było na tyle, jeśli chodzi o duże miasta w okolicy. Na południe od nich, aż do granicy słowackiej, ciągną się już tylko tysiące kilometrów kwadratowych przyrody, usianej gdzieniegdzie maleńkimi wioskami.
Zaczynamy od zielonego szlaku w stronę schroniska przy Magurze Małastowskiej. Pierwsza noc mija nam przy dźwiękach hipnotyzującego wycia watahy wilków. Rano wystawiamy nosy z namiotu, wskakujemy na rowery i nieśmiało przemierzamy ciemny, mglisty las. Czujemy się jakbyśmy przenieśli się do bajki o Czerwonym Kapturku. Przeprawa przez Beskid Niski zaczyna się dla nas niesamowicie klimatycznie.
Nie bój się deszczu
Szalona pogoda była z nami przez cały ten wyjazd. Taki to już urok pierwszych dni maja w Beskidzie Niskim. Podczas tygodniowego włóczenia się mieliśmy wszystko: słońce, upał, chłód, mgłę, a jednego dnia przez góry przetaczały się spektakularne burze. Mocno podniosła nam się adrenalina, gdy jedna z nich złapała nas pośrodku niczego. Nie pozostawało nam nic innego, jak tylko zwinąć się w przemokniętej kurtce w kulkę w lesie i czekać. Trochę załamaliśmy się, gdy już po burzy zobaczyliśmy w jakim stanie jest nasza droga. Błotnista paćka była na tyle gęsta i lepka, że po kilku metrach pchania w rowerach przestawały kręcić się koła. Jak sobie z tym poradzić? Przepchać kawałek, wydłubać błoto patykiem. Czynność sto razy powtórzyć.
Drugą po wszędobylskim błocku trudnością tutejszych ścieżek jest brak mostów. Czasem potoki są na tyle płytkie, że można je dumnie przejechać na pełnej prędkości. Czasem lepiej pchać, a stopami stąpać po kamieniach. W ostateczności trzeba zdjąć buty i nosić wszystko po kawałku. Raz, gdy walczyliśmy z rzeką, minęli nas motocykliści ze Szwecji. Patrzyli raczej z politowaniem. Cóż, rowerowa technika walki z wodą jest może i prymitywna, mało widowiskowa, ale przynajmniej działa. Kilka zakrętów dalej spotkaliśmy tych samych motocyklistów, ale jedna z maszyn leżała już roztrzaskana w rowie. Beskidzka mądrość na dziś: nie lekceważcie tych małych rzek.
Uwaga zwierz!
Jadąc przez Beskid Niski, uważnie patrzcie przed siebie. Jednego dnia było tak: przedzieram się przez ten gąszcz jako pierwszy, wyjeżdżam zza zakrętu i aż odbiera mi mowę z wrażenia. Przede mną siedzi na niskiej gałęzi orzeł przedni – jeden z największych polskich ptasich drapieżników. Co za spotkanie, tak blisko – pierwszy raz w życiu! Szkoda, że tego pojedynku na refleks nie mam szans wygrać. Ptak momentalnie rozpościera swoje ogromne skrzydła i odlatuje. Uważnie patrzcie też pod koła. Ja niestety raz dałem ciała i rozjechałem żmiję zygzakowatą. Wstyd! Żmije przemykają tutaj przez drogi równie często jak salamandry plamiste. Niestety, ta jedyna salamandra jaką widzieliśmy też skończyła swój żywot pod oponą, tym razem motocykla.
Innego wieczora udało nam się wypatrzeć bobrzą rodzinę przy jednej z ogromnych tam. Uroczy jest ten moment gdy dorosły bóbr wyczuwa człowieka i głośno plaska w wodę ogonem, aby ostrzec całą swoją rodzinę. A Janek, który przed chwilą to zobaczył wygląda tak:
Sporo czasu spędziliśmy też na tropieniu zwierzaków w gęstym błocie. Niestety nie znaleźliśmy odcisków łap niedźwiedzia, a obfotografowane tropy wilków, po powrocie do domu i dokładnym porównaniu w internecie, okazały się śladami… dużego psa. Chociaż może to i dobrze, że nie odnieśliśmy na tym polu żadnych sukcesów. Beskid Niski to prawdziwy raj dla zwierząt, które na tym rozległym, niezamieszkanym przez ludzi terenie, mają po prostu święty spokój.
Jedyny namacalny ślad obecności wilków to częściowo nadjedzone, ale wciąż świeże truchło dzika leżące w potoku. Krwiste ślady na kamieniach wokoło świadczyły o tym, że całkiem niedawno miała tu miejsce jatka.
Beskid Niski: kraina z trudną historią
Te góry i lasy kryją w sobie mnóstwo tajemnic. Nie tylko tych przyrodniczych. Kilometr po kilometrze odsłaniają się przed nami kolejne karty dramatycznej dwudziestowiecznej historii. Nie da się przez to miejsce ot tak szybko przelecieć rowerem i w ogóle ich nie zauważyć. Będąc tutaj pierwszy raz, po prostu nie wypada. W środku mrocznego lasu znajdujemy austro-węgierski cmentarz z czasów pierwszej wojny światowej. Na Łemkowszczyźnie znajdują się 54 nekropolie z tego okresu. To właśnie na tych ziemiach pod Gorlicami rozegrała się jedna z najbardziej krwawych bitew. Cmentarz przy Magurze Małastwoskiej robi niesamowite wrażenie.
“To właśnie tędy Rosjanie zimą 1914 roku próbowali sforsować karpackie przełęcze. Gdyby się to udało, Nizina Węgierska, Budapeszt i Wiedeń znalazłyby się w ich zasięgu i kto wie, jak wyglądałby dzisiaj świat… Na szczęście stało się inaczej i teraz mogę sobie wyobrażać, jak rosyjska piechota w szarych szynelach brnie w śniegu w stronę niskich przełęczy w Radocynie albo Koniecznej.”
– pisał podchodzący z Beskidu Niskiego Andrzej Stasiuk w opowiadaniu „Zaduszki”.
„Gdy tylko wiosną 1915 roku umilkły strzały, gdy było już wiadomo, kto jest zwycięzcą, a kto pokonanym, austro-węgierskie naczelne dowództwo nakazało zebrać wszystkich poległych, ekshumować ich z tysięcy prowizorycznych cmentarzy i pojedynczych mogił. Mieli spocząć na specjalnie zaprojektowanych nekropoliach. To były bardzo ciekawe założenia architektoniczne, często monumentalne i położone z dala od ludzkich siedzib, na szczytach gór. Grzebano wszystkich razem, bez względu na przynależność państwową. Rosjanie leżeli razem z Prusakami i cesarsko-królewskimi. Prawosławni mieli swoje trójramienne krzyże, a Żydzi stylizowane macewy z gwiazdami Dawida.
Dramatyczne wojenne historie będą z nami do samego końca beskidzkiej drogi. Niedaleko Chyrowej przejeżdżamy przez Dolinę Śmierci. Nazwa ta wzięła się oczywiście nie od warunków atmosferycznych, ale od krwawej niemiecko-radzieckiej bitwy pancernej z czasów – tym razem – drugiej wojny. Wojskowi stratedzy nie wyciągnęli wniosków sprzed trzydziestu lat i znów nie docenili trudności, jakie niosą ze sobą niepozorne wzniesienia Beskidu Niskiego.
Beskid Niski: szlakiem architektury drewnianej
Drewniane cerkwie są nieodłącznym elementem krajobrazu łemkowskich wsi. Ludzie z reguły są tutaj bardzo religijni. Przejeżdżając przez miejscowości, warto zatrzymać się w okolicy świątyń. Szczególnie gdy, tak jak my w majówkę, traficie na prawosławną wielkanoc. I nie chodzi tu tylko o to, że zabytkowe drewniane cerkwie i przykościelne cmentarze są niesamowicie fotogeniczne. Z reguły w ich okolicy znajdzie się ktoś, kto chętnie wpuści was do środka i opowie parę słów.
Beskid Niski niczym Emiraty
W XIX wieku na terenie Beskidu Niskiego odkryto złoża ropy naftowej. Ich przemysłową eksplorację rozpoczął Ignacy Łukasiewicz – konstruktor lampy naftowej. I tak, choć może brzmieć to zaskakująco, okolice Ropianki stały się pierwszą prowincją naftową na świecie.
Podziemna maź miała w tych rejonach jeszcze jedno zastosowanie. Użytek zrobili z niej łemkowscy maziarze, którzy jakością swoich smarów zasłynęli także poza granicami Polski. Wyładowane kleistym towarem wozy takie jak ten na zdjęciu, krążyły po Europie i docierały nawet na tereny dzisiejszej Chorwacji.
Magurski Park Narodowy. W ostoi dzikich zwierząt
Wstyd przyznać, ale na południowym skraju Magurskiego Parku Narodowego przydarzyła nam się spora nawigacyjno-logistyczna wpadka. Klucząc po leśnych traktach trafiliśmy na wyjątkowo dobrze wyjeżdżoną drogę dla terenówek. Prowadziła akurat w kierunku schroniska, a my nie chcieliśmy spać na dziko w Parku Narodowym, więc niby wszystko układało się dobrze. Jedziemy, jedziemy, aż w końcu trafiamy na jakąś żywą duszę. Idzie w naszym kierunku w zielonej pelerynie i patrzy przez lornetkę.
„O, człowiek! Dobry wieczór!” – zagaduję średnio błyskotliwie. Człowiek nie traci czasu na przywitanie i wypala od razu wkurzonym głosem: “Tu jest zakaz wjazdu, droga tylko dla pracowników parku. Pani nie podnosi głosu, bo są tu ostre drapieżniki. Macie szczęście, bo ja nie zajmuję się wypisywaniem mandatów, tylko zliczaniem zwierząt. Zawracajcie!”. Oznaczało to dla nas nadłożenie dziesięciu kilometrów drogi z powrotem na północ.
Beskid Niski rowerem?
Beskid Niski ma mnóstwo fantastycznych szlaków, ale przez cały tydzień naszej rowerowej włóczęgi mijaliśmy na nich pojedyncze osoby: długodystansowych piechurów z dużymi plecakami, ultra maratończyków, rowerzystów. Szkoda tylko, że ci ostatni formalnie w parku narodowym nie mogą jeździć praktycznie nigdzie. Ktoś powie, że są przecież specjalne ścieżki rowerowe. Ano są – płaskie, nudne, omijające wszystkie najpiękniejsze zakątki gór. Najlepiej sprawdza się miks – opustoszałych od samochodów asfaltów, szlaków rowerowych i pieszych. Najmilej wspominam zielony z Magury w dół w kierunku wsi Wapienne. Zahaczyliśmy też fragment zielonego na szczyt Wysokie, czerwonego przy przełęczy Hałbowskiej i niebieskiego na granicy polsko-słowackiej (Obycz i potem w dół do Regetowa po słowackiej stronie).
Wróćmy jednak do naszego niespodziewanego odwrotu z szerokiej, samochodowej drogi – jak się potem okazało – tylko dla pracowników parku.
Było już po zmroku, nad beskidzkimi łąkami unosiły się gęste mgły. Dobrze zapamiętam ten mroczny, klimatyczny wieczór. W drodze powrotnej do miejscowości Krempna co chwilę mijamy fundamenty dawnych łemkowskich chat. Duchy dawnych wsi. Patrząc na taką dolinę z góry, możemy wyobrazić sobie jak to wyglądało kiedyś. Malownicze chatki, ludzie, zagrody, stodoły i pasące się krowy. Zostały z tego tylko te ponure fundamenty, niekiedy ledwie ich zarysy.
Na terenach kilku dawnych łemkowskich miejscowości o nieistniejących już chatach przypominają symboliczne drzwi. To projekt artystki i działaczki organizacji łemkowskich Natalii Hładyk.
Co stało się z tymi wsiami?
Przenieśmy się do czasów po drugiej wojnie światowej. W latach 44-46 i w 1947 roku w ramach akcji „Wisła” z terenów Beskidu Niskiego i Bieszczad masowo wysiedlano ludzi pochodzenia ukraińskiego. W założeniach miała to być walka z ukraińską nacjonalistyczną partyzantką (UPA). W praktyce dotknęła wiele niewinnych osób. Między innymi Łemków – wschodniosłowiańską, posługującą się cyrylicą, wyznającą prawosławie i grekokatolicyzm grupę etniczną.
–„Na początku to jeszcze była propozycja. Chcieli nas przekonać, abyśmy przeprowadzili się w okolice Gorzowa, w miejsce wysiedlonych stamtąd Niemców. Wiele osób godziło się dobrowolnie, bo po tym jak stracili w pożarach domy, i tak nie mieli co ze sobą zrobić.” – opowiadała nam Maria Gocz, żona Teodora, założyciela Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej. „Ale potem to się zmieniło. Gdy odmawialiśmy, w końcu do naszego domu zapukali żołnierze. Dostaliśmy dwie godziny, aby się spakować. Nie mieliśmy nawet wozu ani konia, aby zabrać nasze rzeczy. Zapakowano nas do wagonu z krowami. Dwa tygodnie jechaliśmy wgłąb ZSRR.”
Malownicze wioski, pełne tradycyjnych łemkowskich chat (chyży) i drewnianych cerkwi zostały spalone, a w ich miejscu wyrosły ogromne PGR-y pokryte azbestowymi dachami. Dziś ich ruiny tylko pogłębiają mroczny i opustoszały klimat wielu tutejszych dolin.
W innych miejscach jednak idzie nowe. Trafiliśmy np. na PGR pięknie zagospodarowany w ekologiczną hodowlę kóz, dzięki funduszom szwajcarskim.
To, że idzie nowe, widać było w wiosce Kąty. Mijamy w niej stary sklep, bar i pijalkę. Zamkniętą, lekko już nadgryzioną zębem czasu. Ich miejsce zajął wypełniony towarem po brzegi sklep sieci franczyzowej z logo nad wejściem. Stali bywalcy zostali jednak z dawnej epoki. Dosiada się do nas 56-letni facet. Jest tak pijany, że ledwo trzyma się na nogach. Z opowiadaniem radzi sobie jednak zaskakująco dobrze.
Historie spod sklepu
„Mówią na mnie Regina. Ja to siłacz na wiosce jestem. Gołymi rękami ciągnik podniosę. Połowę domów tutaj pobudowałem.” – chwali się zagryzając bułkę z konserwą i zamaszyście wymachuje dużym kuchennym nożem.
W międzyczasie na lśniącym Harleyu podjeżdża inny gość w średnim wieku i patrzy na tę sklepową scenkę z politowaniem.
„Phi, aktor. Tylko by się popisywał!” – komentuje nasz rozmówca, ale w oczach widać dużo goryczy i zazdrości.
Smutny wychodzi z tej opowieści obraz sfrustrowanego życiem budowlańca, który wcześniej budował sąsiadom domy za Bóg zapłać, a teraz został z chorymi od dźwigania nogami i głodową rentą. “A dziś to już tylko idę do chałupy i spać. Zmęczony jestem. Jutro wstanę rano, ogarnę. Trzymajcie się.” – rzuca na do widzenia. Dochodziła trzynasta.
Na pewno, gdy wybierzecie się w Beskid Niski, traficie na mnóstwo takich lokalnych historii. I żeby nie było – stuprocentowo trzeźwi rozmówcy też się zdarzają. Chociaż i wtedy z komunikacją bywają problemy. 86-letni Pan Wróbel opowiadał nam, że zanim na ten koniec świata doprowadzono asfalt, drogi tonęły w błocie. „Budowałem nowy dom, ale nikt nie chciał mi tutaj materiałów budowlanych dowieźć” – opowiadał, stojąc obok swojego opuszczonego już drewnianego domu, w którym obecnie mieszkają tylko krowy. Nowy dom, mimo trudności, udało się jednak zbudować – ceglana, nieotynkowana bryła wyłaniała się zza drewnianej chaty. Długo staraliśmy się dopytywać o to i owo, aż w końcu zorientowaliśmy się, że dziadek, może i mówi całkiem dziarsko, ale za to już kompletnie nic nie słyszy.
Beskid Niski – polski kraniec świata
Dzika przyroda, przestrzeń, ciekawa historia i ludzie. Beskid Niski to taki polski trochę zapomniany „kraniec świata”. Sami byliśmy tu pierwszy raz, po tym jak nasłuchaliśmy się o tym miejscu wielu dobrych słów. Chwalili głównie ci, którzy w podróży szukają wyciszenia, spokoju i ucieczki od codzienności. Po beskidzkiej majówce pozostaje nam tylko do tego chóru się przyłączyć. Miejsce rzeczywiście jest magiczne. Mniej więcej na co drugim noclegu nasze telefony gubiły zasięg, a o dostępie do Internetu można było zapomnieć. I bardzo dobrze, bo przecież właśnie po to jechaliśmy tutaj 400 kilometrów od Łodzi. Trudno w granicach Polski znaleźć bardziej izolowany zakątek. Przynajmniej w naszych poszukiwaniach Beskid Niski jest na razie numerem jeden. Tutaj do szczęścia potrzebny jest nam tylko namiot, rower i jakaś wciągająca książka. A może i to za dużo. Czasami wystarczy tylko położyć się w trawie, wpatrywać się w góry i niebo, wygrzać się w słońcu, aby w końcu zamknąć oczy i… odpłynąć.
Spodobał Ci się ten wpis? Podaj dalej na FB, dzięki!
Bibliografia, warto przeczytać:
- Andrzej Stasiuk, zbiór opowiadań „Fado”
- Od Magury po Osławę. Podróż sentymentalna po Łemkowszczyźnie. Jan Gajur
Dobra mapa Magurskiego Parku Narodowego: Compass, mapa turystyczna 1:50000.
Inne nasze wpisy o Polsce:
[wysija_form id=”1″]
Rewelacja! Czas odkrywać naszą piękną Polskę 🙂 Do zobaczenia w weekend!
Magia!!!
Plecak to jest całkiem dobre rozwiązanie na te górki! Kolejny raz pojedziemy tam bez rowerów, jest tam kilka szlaków, na których rower to kiepski pomysł
Przepięknie wizualnie, pięknie w słowie…
Zatrzymałem się na dłużej…
Dzięki!
miło spędziłem z Wami czas, dziękuję 🙂 będę odwiedzał.
Krajobraz Polski – tak piękny, różny i zachwycający! Czasami nie trzeba szukać zbyt daleko…
Dzięki za relacje i wspaniałe zdjęcia. Mapa Beskidu Niskiego czeka na mnie i mego „trzykołowca” już od dłuższego czasu. Na razie pozdrawiam z Sudetów i okolic 🙂
Ciekawy patent z tą przyczepką extrawheel i jedną sakwą. Zastanawiam się na ile to jest lepsze/gorsze na takie krótkie wypady od dwóch sakw z tyłu na bagażniku.
Dopiero teraz wpadła mi w oko Twoja wypowiedź. Lepsze: poprawa trakcji roweru zwłaszcza podczas jazdy po błocie, zmniejszenie ryzyka uszkodzenia tylnego koła przy pokonywaniu przeszkód terenowych (konary, kamienie, nierówności) poprzez ulokowanie ciężaru sakw na trzecim kole, brak efektu podnoszenia roweru podczas podjazdów, trzecie koło może być też dawcą organów, poza tym przenoszenie bagażu jest łatwiejsze, ponieważ nie wypinamy sakw, ale przyczepkę a taka operacja zajmuje dosłownie 5 sekund. Gorsze: podjazdy 🙂 Jednak opór stawiany przez trzecie koło daje się we znaki, jak również ciężar przyczepki. Dlatego obecnie wchodzę w bikepacking bez rezygnacji z przyczepki, ale: na kierownicy tzw. packman czyli uprząż a na niej worek nieprzemakalny w nim śpiwór, palnik, i żarcie + ew. cięższe rzeczy jak powerbanki, itp. Na przednim widelcu zawieszone dwa worki 1 litrowe w których mam menażkę z kartuszem gazowym oraz żarcie lub ciuchy. W sakwie podsiodłowej trzymam namiot lub tarpa nad hamak jeśli jadę bez namiotu (np. 5 dni w Beskidzie Niskim z początkiem lipca tego roku). W przyczepce będę mógł zamontować sakwy które zazwyczaj mocuje sie na przodzie czyli zestaw 2×15 litrów wypchany jedynie ciuchami a przez to lekki. Wodę mam zlokalizowaną w 4 bidonach o pojemności 950 ml każdy na ramie roweru w tym na przednim widelcu.Z takim zestawem można śmiało jechać w bezdroża 🙂 Tu jeszcze zestaw bez packmana z większymi sakwami z tyłu (z całym zestawem wjechałem na czeskiego Smrka w Górach Izerskich): https://youtu.be/-s_Pc6FiN_Q
jakieś 3 tyg temu byłem na Lackowej. Przepięknie tam, tylko w pierun daleko 🙂
te regiony są piękne! Ogólnie uwielbiam chyba wszystkie części Karpat <3
Piękny post. A Szlak Architektury Drewnianej jest na mojej liście. Może już niedługo 🙂
Bardzo pozytywnie nastroił mnie Wasz filmik… a zdjęcie a’la Czerwony Kapturek – cud, miód i orzeszki 🙂
Świetnie tam, w końcu chyba muszę jechać! 🙂
Super relacja. Mam nadzieje że i my kiedyś się tam jeszcze wybierzemy.
ostatnio natknęłam się na ciekawy artykuł na temat Polaków i Łemków w Uściach Gorlickich (mam nadzieję, że tak się odmienia nazwę tej miejscowości): http://www.otwarta.org/wp-content/uploads/2014/05/wielokukturowosc_po_polsku.pdf
widze, ze zawitaliscie w moje rodzinne strony. nie mowcie nikomu wiecej o Beskidzie Niskim 🙂 niech nadal bedzie tajemnica 🙂
Za późno, już poszło w świat 🙂
uwielbiam wszystkie części Karpat <3
Reklama na FB mnie skierowała mam nadzieję że jest tu fajnie, pozdrawiam mg
My też mamy nadzieję, że będzie się tu podobać 🙂
Ja dalej szukam tego swojego krańca świata 🙂 gratuluję odnalezienia własnego 🙂 Bardzo zachęcająca relacja i piękne magiczne zdjęcia!
Ciągle powtarzam na swoim blogu, że Polska jest piękna i ma jeszcze wiele miejsc mało odkrytych zwłaszcza w południowo wschodniej części. Cieszę sie, że w tak atrakcyjny sposób przedstawiliście intrygujący Beskid Niski. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Fotorelacja super ! moje gratulacje za udaną wyprawę ! 🙂
Miło się czytało i oglądało.
Do pozazdroszczenia !!! 🙂
Beskid Niski od 20+ lat wzbudza we mnie samo dobro …
Wszystko pieknie tylko Biecza zabraklo
Tym razem z Gorlic kierowaliśmy się tylko na południe i wschód. Dotarliśmy raptem do Zyndranowej, a wyszło i tak 315km i 5500 metrów przewyższeń. Niski wciąga i zmusza do poruszania się po mapie niczym wąż. Zostało jeszcze mnóstwo zakątków do objeżdżenia, następnym razem!
Fantastyczne opowiadanie.
Kiedyś odkryjemy ten region.
Witam, fantastyczna wycieczka. Kapitalne te zdjęcia można się dowiedzieć czy są robione ?
Pozdrawiam
Dzięki! A co do sprzętu: no cóż, fotografia bardziej na serio podczas rowerowych wycieczek wymaga trochę wysiłku. W przedniej sakwie na kierownicy dźwigamy półtorakilogramową cegiełkę – Nikon D700 i zoom Nikkor 28-70mm. Ciekawostka: taki zestaw idealnie (co do milimetra 😉 mieści się w sakwie Ortlieba.
Małe doprecyzowanie. Pomieszały Wam się w opisie wysiedlenia z lat ’44-’46 z akcją „Wisła” z roku 1947. 🙂
Dzięki za uwagę, doprecyzowałem to zdanie.
ciekawa relacja i fajne zdjęcia 😉
Świetny tekst! Bardzo fajnie się czytało. I filmik ma fajny klimat, chociaż to błoto jednak mnie nie przekonuje 😉 No i że w Polsce mamy Dolinę Śmierci to dowiedziałam się dzięki Wam 🙂
Super wyprawa. Je Beskid Niski zjeździłem rok temu na wakacjach (baza w Krępnej). Niemal wszystkie miejsca z Waszych zdjęć kojarzę. Idealne miejsce do turystyki rowerowej. Dużo szlaków, opuszczonych wiosek, cała masa wariantów i mały ruch samochodowy nawet na odcinkach asfaltowych. Jeździłem od Iwonicza na północnym wschodzie, aż po Zdynię i zalew Klimkówka na południowy zachód. Właśnie okolice Zdyni, Radocyn, Ciechanii i Ożennej urzekły mnie najbardziej.
Piękna ta nasza Polska 🙂
ukochane miejsce na Ziemi, cudna relacja
Beskid Niski ma moc
Jak zwykle piękne zdjęcia i ciekawa opowieść 🙂 aż się chce do Beskidu!
Ach, byłam w Beskidzie tydzień temu i faktycznie można się zakochać! Wykręciłam 120 km w deszczu, błocie i słońcu, było bosko 🙂
W którym miejscu jest ten znak „uwaga niedźwiedź?” Ja trochę się boję dzikich zwierząt, a mieliśmy taką sytuację, bodajże w okolicach Hańczowej (droga na Skwirtne) wjeżdżając w okolice lasu, z dala od cywilizacji, usłyszeliśmy nieprzyjemny i donośny ryk… Przyznam szczerze, że dodając do tego deszczową, ponurą pogodę, zabrzmiało to strasznie, zwłaszcza, że owy zwierz ryczał tak, jakby był nieźle wkurzony i chciał nas stamtąd wygonić 😀 Uciekaliśmy ile sił w pedałach, a w domu sprawdzaliśmy dźwięki dzikich zwierząt i brzmiało jak niedźwiedź… No albo wkurzony jeleń. 😉
Tak czy siak Beskid Niski to magiczne miejsce 🙂 Mi kojarzy się wyjątkowo pięknie, zwłaszcza trasa rowerowa do Ropek, bo tam mój przyszły mąż mi się oświadczył 🙂
Oho, to kolejna historia z oświadczynami w Beskidzie Niskim, o jakiej słyszałam 🙂
Te znaki (informujące zarówno o niedźwiedziach, jak i wilkach), widzieliśmy na trasie Ożenna – Świątkowa Mała. Ale są też w kilku innych miejscach. Co zaś się tyczy strasznych zwierząt – jeśli to był faktycznie nieźdzwiedź, to nieźle. Z tymi zwierzakami jest tak, że chcielibyśmy je spotkać, a z drugiej – trochę strach… Ciekawe odgłosy są za to nocą, gdy śpi się w namiocie – często zdarzają się podchodzące bardzo blisko, chrumkające dziki, a raz mieliśmy jelenia na rykowisku – ten to dopiero miał płuca i wokal….
Witajcie!
Beskid niski odkryliśmy z żoną dwa lata temu. Już za parę dni ruszamy tam po raz trzeci z rzędu! Plączemy się rowerami tam po tych pustkowiach i dech nam zapiera jak może być pięknie na świecie! Znaczy w Polsce! Odkrywamy miejsca zapomniane przez wszystkich. Spotykamy niezwykłych ludzi.
W tym roku będziemy u Kasi w Wołowcu. Wieś gdzie mieszka Grzesiuk. Koniec świata choć asfalt tam dochodzi.
Magia krzyży po zniszczonych domostwach jest nie do opisania. Trzeba usłyszeć tą ciszę, poczuć podmuchy oddechów ludzi którzy tam mieszkali.
I to co pisaliście o zwierzynie. Mi też orzeł umknął dosłownie spod kół i tez oniemiałem! I czarny bocian.
A szlak cerkiewek to perła nad perłami! Polecam cerkiewkę w Czarnem i sołtysa. Człowiek o tak pozytywnym nastawianiu to rzadkość.
Zastanawiam się czy warto aż tak chwalić te rejony. W końcu może zjechać się tam więcej ludzi a wtedy czar pryśnie, nadejdzie komercja.
Pozdrawiam
Witam,
Beskid Niski ma swoje niewytłumaczalne piękno. Właśnie wróciliśmy z kolejnego rowerowego pobytu tam. Niby nic się nie dzieje, niby mijają kolejne kilometry, godziny, miejsca a jednak tyle zostaje w człowieku po takim wyjeździe.
Pozdrawiam,
Ewa
Ps. Chatka na zdjęciu to nie jest chatka studencka lecz Magurskiego PN. Chatka w Nieznajowej jest niedaleko tej, po drugiej stronie Wisłoka.
Mimo tego, że często bywam w tych stronach nigdy nie popatrzyłam na te rejony od tej strony. Nawet nie zorientowałam się jak pięknie tam jest 🙂
Piękna kraina, bardzo fajnie się to czyta kochani, a jeszcze lepiej ogląda zdjęcia. Fajnie że dzielicie się swoimi doświadczeniami z podróży. Z moim chłopakiem planujemy jakiś długi eurotrip rowerowy, ale puki co jesteśmy na etapie składania rowerów, część rowerów mamy. Do wiosny złożymy i lecimy. Wasz wpis jeszcze bardziej Nas natchnął, dziękujemy.
Te leśne zdjęcia. Wow. Że tak pozwolę sobie spytać – jakim sprzętem robione? Jakim obiektywem? – to mnie najbardziej interesuje
Dzięki, zdjęcia robione D700+Nikkor 24-70mm 2.8.
Jaka magia! Super, że pokazujecie, jak piękne trasy są w Polsce. Beskid niski dotychczas kojarzył mi się z samotnymi wędrówkami, ale po przeczytaniu artykułu chyba zwiedzę go na rowerze.
Na ziemiach Beskidu Niskiego byłem 2 lata temu. Wypad dość intensywny – 3 dni więc nie udało się obejrzeć wszystkich poza-szlakowych atrakcji. Głównym celem było wypadanie terenu, infrastruktury pod jakiś dłuższy wyjazd, który planuje gdzieś na jesień 2018. Okolica jak dla mnie magia, raj dla miłośników dwóch kółek. Kilometrów jakie zrobiłem w ciągu tych 3 dni nie policzę. Teraz trzeba będzie już na poważnie usiąść z atlasami i guglem i po kolei zaplanować sobie trasy z punktami charakterystycznymi do zwiedzenia.
To jest prawdziwe życie, gratuluję odwagi, pomysłów, marzeń. Życzę powodzenia na trasie i coraz więcej pięknych wspomnień 🙂